sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 5


                                                     5.Duże plany
CHERYL:
   Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam ku mojemu domu. Czego on ode mnie chciał? Zadawałam sobie to pytanie. Nie znam gościa, a on już się mnie czepia. Każdy chłopak jest taki sam. Po dwudziestu minutach szybkiego marszu dotarłam do celu. Weszłam cichutko przez drzwi, aby nikogo nie obudzić. Miałam szczęście, wszyscy prawdopodobnie byli w swoich łóżkach i smacznie spali. Przeszłam na palcach do swojego pokoju i delikatnie zamknęłam za sobą drzwi. Opadłam zmęczona na łóżko. Moje myśli odbiegały wszędzie. Co by było gdyby on nie zauważył tamtej sytuacji? Po co zrobił to co zrobił? Przecież się nie znamy. Pytania tłumiły się w mojej głowie, ale nie łączyły się z żadną racjonalną odpowiedzią. A może to ja zwariowałam i ludzie są po prostu bardzo uprzejmi, lubią pomagać. Oh, sama nie wiem. Rozległ się dźwięk mojego telefonu, natychmiast zerwałam się z łóżka podchodząc do torebki, którą wcześniej rzuciłam na podłogę i wyjęłam źródło nie wielkiego hałasu. Był to sms od jakiegoś nie znanego mi numeru …
”Doszłaś cała? Harry x ”. Dodałam numer do kontaktów po czym odpisałam.
 ”Tak, jestem w domu cała i zdrowa”
‘’Bardzo się cieszę, dobranoc. Śpij spokojnie  x ’’. Nie odpisałam na jego wiadomość. Ok, po prostu pewnie myślał, że…Nie dokończyłam rozmyślania, zwinnie naciągnęłam na nogi krótkie szorty i włożyłam zwykłą ulubioną koszulkę do spania. Z powrotem wróciłam do łóżka i od razu zasnęłam.
‘’Córeczko idź do braciszka, proszę cię bardzo. Posłuchaj tatusia, zaraz wrócę, naprawdę. Muszę tylko wyjaśnić coś z tym panem. –Tatusiu, ja nie chcę ja się bardzo boję, czemu ten pan trzyma coś w ręku? Płaczę, łzy lecą z moich małych oczek. Patrzę na leżącą po boku mamusię, która się nie rusza.Nagle ciągnie mnie coś do tyłu. –Nie, nie, ni…Nic więcej nie mogę z siebie wydusić, ponieważ mój brat zakrywa mi dłonią usta. Obserwuję całą sytuację z daleka. Jesteśmy coraz dalej, gdy pada strzał, a ciało ojca opada bezwładnie na ziemię. Czuję mocniejsze szarpnięcie, gdy…”
-Aaa, aah!!!-krzyknęłam głośno. Byłam cała roztrzęsiona. Nagle usłyszałam głośne kroki.
-Cheryl?! Już wszystko dobrze-Charlie wbiegła do pokoju i zaraz usiadła przy mnie, przytulając do swojego drobnego ciałka. Łzy spływały po moich policzkach kapiąc na kołdrę. Położyłam się z powrotem do łóżka. Nie chciałam by siostra widziała, to co nocy, ale sny były nie do powstrzymania. Prawdopodobnie domyśliła się o co chodzi. Podniosła się i  zerknęła na mnie z politowaniem. Odwróciła się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Niestety nie wróciłam już do spania, nie chciałam ponownie widzieć tych przerażających obrazów. Podkurczyłam nogi i owinęłam całe swoje ciało kołdrą, patrzałam przez okno przez resztę czasu.
LUCKY:
  Nie mam pojęcia co stało się poprzedniego wieczoru i czy w ogóle doszło do walki, jednocześnie byłam na siebie zła, gdyż zgubiłam gdzieś Cher. Mam nadzieję, że jej się nic nie stało. Wysłałam jej sms, aby dzisiaj o 14 przyszła do Liama do pracy. Nie wiem po co jej to pisałam, przecież ona ma dzisiaj sesję, więc pewnie będzie tam od 12. Sms z podobną treścią wysłałam do Harry’ego. Planuję wyprawić swoje urodziny i muszę mieć całą listę gości co najmniej tydzień wcześniej, niestety teraz to nie wyszło. Będę ją miała dwa dni wcześniej. Wiadomo, obudziłam się na ostatnią chwilę. Resztę wiadomości porozsyłałam do innych znajomych oraz opisałam, kiedy, gdzie i o której odbędzie się impreza urodzinowa. Liam oczywiście był już w pracy od 9, bo jak inaczej. Wstałam leniwie z łóżka i poszłam się odświeżyć oraz ubrać. Zajęło mi to zaledwie godzinę. Gdy byłam już w pełni gotowa, zeszłam na dół zjeść śniadanie. Wyjęłam białą miseczkę z szafki i nasypałam do niej nie wielką ilość płatków kukurydzianych, po czym zalałam wcześniej przygotowany smakołyk mlekiem. Włożyłam łyżkę do miski i poszłam usiąść na kanapę. Włączyłam telewizor. Leciały jakieś filmy, więc zostawiłam na jednym z nich, który okazał się nie być najgorszy. Tak spędziłam cały mój poranek. Przysnęłam…po jakimś czasie leniwie i bardzo powolnie podniosłam głowę, aby spojrzeć na zegarek. Wskazywał dopiero 13. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do kuchni odstawiając pustą miseczkę po śniadaniu. Ubrałam trampki, zarzuciłam torebkę na ramię, wzięłam kluczyki od samochodu i wyszłam z domu, szczelnie zamykając drzwi. Obróciłam się i podeszłam do samochodu. Wsiadłam ostrożnie, odpaliłam go i ruszyłam w drogę. Po 20 minutach byłam na miejscu. Tam, zaparkowałam tuż przy wejściu, bo co ja się męczyć będę. Zamknęłam drzwi auta i weszłam po schodach na przedostatnie piętro ogromnego budynku. Bez pukania wparowałam do pokoju, w którym miały odbywać się zdjęcia. Miałam wiele szczęścia, ponieważ mieli przerwę.
-Cześć kochanie!-radośnie krzyknęłam po czym podbiegłam do Liama i złożyłam mu delikatny pocałunek na ustach, chłopak pogłębił go i trwaliśmy tak przez dobre dwie minuty. Gdy odlepiliśmy się od siebie, zauważyłam słodki uśmieszek Cheryl. Podeszłam do niej i przywitałam się.
-No, więc jak wam idzie praca? Cher jak ci się tutaj podoba, po minie Davida widzę, że jest tobą zachwycony-zadałam jej pytanie, byłam bardzo zaciekawiona tą sytuacją.
-Haah, praca bardzo dobrze. Jest naprawdę świetna. Czy ja wiem czy mną…zdjęcia się mu podobają. Z Liamem myśleliśmy, że nam tu zejdzie taki jest zadowolony i radosny, chwali się każdemu-mówiła śmiejąc się w między czasie. Odwzajemniłam tym samym. Staliśmy i rozmawialiśmy przez pewnie czas. Usłyszeliśmy otwierające się drzwi za nami. Do pomieszczenia wszedł nikt inny jak Harry. Podszedł do nas.
-Cześć wam, a co to za zbiórka?-zapytał ukazując swoje białe zęby.
-Postanowiłam, że skoro jesteście moimi najbliższymi osobami to pomożecie mi w urodzinach. W sensie nie, że wyprawicie mi je, tylko pomożecie w organizacji, no i oczywiście jesteście zaproszeni-ciągnęłam dalej. Nie byli raczej zaskoczeni moim monologiem. Uśmiechnęli się jedynie i odwrócili wzrok.
-Rozumiem, że to znaczy, że się zgadzacie…tak?-musiałam się upewnić, ponieważ ich miny i gesty lekko mnie zmyliły.
-Tak, jasne. Możesz na pewno na mnie liczyć-Cher powiedziała promiennie i się uśmiechnęła ukazując białe, malutkie ząbki.
-Tak, tak na mnie też-Harry również potwierdził, mimo iż poplątał mu się język. Byłam zachwycona wręcz, że mi pomogą, bo zostały zaledwie dwa dni. Liama, nie musiałam pytać o zdanie. Oczywistym było, że pomoże mi wszystko zorganizować. Nasze spotkanie miało dobiec końca, jednak przypomniało mi się coś
-Właśnie-krzyknęłam-Cheryl, to jest Harry, jest moim przyjacielem już od dziecka- radośnie wypowiedziałam.
-Harry, to Cher moja przyjaciółka, która jest dla mnie bardzo ważna- wykonałam podobne manewry jak poprzednio.

-Tylko, że my się raczej już troszeczkę znamy…-powiedział, nie do końca przekonany Harry i wyciszył swój głos.   

Rozdział 4


                                                        4.Spotkanie
HARRY:
   Obudziłem się rano z ostrym bólem  głowy  i ze smakiem alkoholu w ustach. Musiałem wczoraj za dużo wypić. Zerknąłem z przymrużonymi oczami na ekran telefonu, który wskazywał godzinę 11.00.
Podniosłem się z łóżka i ujrzałem jakąś rudowłosą gołą dziewczynę, która spała na miejscu obok mnie. Nie wiedziałem co ona tutaj robiła, ani nawet jak ma na imię. Zszedłem na dół, a tam czekała mnie kolejna niespodzianka. Na sofie siedział Louis ze  zrezygnowaną miną . Jestem ciekawy jak długo tu był i czy widział to wszystko co wyprawiałem z nowo poznaną kobietą.
-No stary jestem ciekawy czy się zabezpieczyłeś?-zapytał sarkastycznie.
-Człowieku, może powiesz mi co ONA  tutaj robi z gołym tyłkiem?-zirytowałem się.
- Przyjechaliście tutaj od razu po imprezie i nie powiem, że by była niezadowolona-wiedział, że mnie drażni, ale przecież on kochał mnie irytować.
-Weź mnie nie wkurwiaj, ale powiedz czy byłeś tu całą noc?-spytałem ze strachem, bo jeśli choćby słyszał to co robiliśmy to będę miał przerąbane.
-Haha. Nie, przyjechałem tu jakieś 10 minut temu.-uff nie słyszał. Nagle usłyszałem ciche chrząknięcie. Odwróciłem się w stronę schodów i zobaczyłem moją rudowłosą towarzyszkę i dopiero wtedy zrozumiałem, że to ta sama dziewczyna, z którą upiłem się poprzedniego wieczoru. Nic nie powiedziała tylko wzięła swoje rzeczy jakby nigdy nic. Spojrzałem znacząco na Louisa i zaczęliśmy się śmiać jak wariaci. Poszedłem na górę się ubrać, kiedy Lou opuścił moje mieszkanie . Włożyłem  zwykły t-shirt  i czarne jeansy i wyszedłem z domu na śniadanie do ulubionej kawiarni. Spodziewałem się tam spotkać Liama i Lucky - nie zawiodłem się. Siedzieli razem, ale nie wyglądali na zakochaną parę. Podszedłem do nich wierząc w to, że mnie zauważą . Niestety myliłem się oni nawet nie spojrzeli na mnie chyba byłem dla nich niewidzialny. Byli zbyt zajęci kłótnią. Lubiłem patrzeć na ich miłość, ale w jasnym światle, nie w takiej sytuacji. Miałem zamiar wycofać się powoli i udać, że nigdy mnie tu nie było…przyuważyli mnie, kurde pomyślałem, po czym sztucznie się uśmiechnąłem. Nie zdążyłem wypowiedzieć nawet jednego słowa, gdy zadzwonił telefon Liama. Odszedł kawałek dalej i po chwili już rozłączał połączenie.
-Muszę jechać do pracy. Dokończymy rozmowę jak wrócę-oznajmił szorstko i chciał odejść, kiedy Lucky się zdenerwowała.
-Jasne, no oczywiście, ty zawsze musisz iść kiedy mamy poważne sprawy-wybuchła nie opanowanie. Liam jedyne co zerknął na ukochaną i posmutniał, po czym kiwnął mi głową i odszedł w stronę samochodu. Usiadłem naprzeciwko dziewczyny i prawie nie widocznie uśmiechnąłem się.
-Chcesz pogadać?-zapytałem nie do końca pewny tego.
-Taak!!!-podeszła i zwinnie prześlizgnęła mi się na kolana jednocześnie przytulając mnie. Byłem zaskoczony jej reakcją. Nie do końca orientowałem się o co im poszło. Jedyne co, to mogłem się domyślać. Oplotłem dłonie wokół jej tali i delikatnie zacisnąłem w uścisk. Położyła głowę na moim ramieniu, lecz ja negatywnie zareagowałem na jej gest. Nie chciałem mieć problemów z Liamem jednym słowem, bo po co ma się chłopak denerwować, no nie? A teraz na poważnie, było mi szkoda Lucky, przyjaźnimy się już od wielu lat i znam jej przeszłość…niestety nie łatwą. Dziewczyna zeszła z moich kolan i usiadła po drugiej stronie stolika. Zaczęliśmy rozmawiać.
-Już nie mam siły Harry, po prostu nie daje rady-posmutniała i zaczęła kontynuować dalej.
-Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, ale nie potrafię…on…on, może nie zrozumieć tego, ale-nie dokończyła, ponieważ jej przerwałem.
-Ale może nie chce być okłamywany, ja bym wolał wiedzieć i jakoś zaakceptować  to, poukładać wszystko lub zacząć od nowa- wyraziłem swoje zdanie.
-Harry zrozum, on zawsze miał kochających rodziców, tatę, mamę…a ja?! U mnie tak nie było, sam wiesz…ale go kocham i zrobię wszystko by być razem-była już bliska płaczu.
-Pamiętam wszystko, moja sytuacja też łatwa nie była. Jestem sam i jest dobrze, czasem myślę o tym, aby mieć kogoś, kto będzie ze mną, dla mnie. Na twoim miejscu powiedział bym prawdę-wyraziłem swoje zdanie. Lucky wysłuchiwała mnie uważnie, widziałem w jej oczach, że nie była dość przekonana.
-Dobra, nie chce teraz rozmawiać, lepiej powiedz mi co z walką?- zbyła mnie trochę, gdzie ja starałem się otworzyć i powiedzieć coś błyskotliwego, mimo iż takie wypowiedzi nie często u mnie występowały.
-Dzisiaj jest, o 20 koło starego cmentarza w ostatniej alejce-wzruszyłem ramionami i nie chętnie wypowiedziałem te słowa.
-Co?! Gdzie ona jest?! Nie legalna tak?!- zdenerwowanie aż rozsadzało ją od środka
-Tak, ale to nie twoja sprawa. Ćwiczyłem i jestem przekonany, że wygram-stwierdziłem
-Jesteś nie poważny! Będę tam…z apteczką dla ciebie!- zachichotała cichutko
-Czy ty wątpisz w moje umiejętności?!-równie zabawnie zareagowałem.
-Haha, tylko zawsze panie Styles. A teraz na poważnie, przyjdę z przyjaciółką, musi zacząć wychodzić z domu-oznajmiła i jednocześnie doprowadziła do tego, że nie mogłem przestać się śmiać, a z czego…sam nie wiem.
-O 20 widzimy się na miejscu, powodzenia Haroldzie!- śmiejąc się powoli oddalała się w stronę miasta. Przymrużyłem oczy i nie zauważalnie kiwnąłem do niej głową. Zerknąłem na zegarek, była już 17 godzina, to nie możliwe, że to wszystko tak szybko minęło. Ruszyłem w stronę domu, specjalnie wybrałem dłuższą drogę, aby móc się dotlenić przed dzisiejszym wieczorem. Kiedy dotarłem do domu była już 19.00. Wziąłem rzeczy potrzebne do walki i ruszyłem na miejsce, gdzie miała się ona odbyć. Gdy dotarłem na miejsce, było kilka minut po 19. Cały tłum szalał, próbowałem wzrokiem odnaleźć kogoś znajomego, nagle zaskoczył mnie ktoś od tyłu, odwróciłem się i ujrzałem wesołą Lucky, wraz z jakąś dziewczyną, wywnioskowałem, że to jej przyjaciółka. Na początku myślałem, że Luck żartowała i nie przyjdzie tutaj, według mnie było zbyt niebezpiecznie, aby tu zostały. Gdyby ewentualnie był Liam lub Zayn, bo nie Louis to nie przejąłbym się tym.
-Lucky co wy tutaj robisz?! A jak się coś stanie?! Liam mi łeb urwie!-lekko poirytowany, no dobra dość mocno poirytowany warknąłem na przyjaciółkę. Jej mina była bardzo zdziwiona, gdy zobaczyła mnie tak złego. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.
-Będziesz się bawił w opiekuna? Jesteśmy dorosłe, więc nie masz się o co martwić-dumnie wypowiedziała swoje zdanie. Stałem z założonymi rękami.
-Taak i jesteście jedynymi dziewczynami tutaj, a wokół pełno facetów , no dobra może jest jeszcze kilka prostytutek, ale z nimi się chyba nie zaprzyjaźnicie-rzekłem z przekąsem lecz po chwili już tego żałowałem. Jak zwykle coś wypaliłem, a potem pomyślałem.
-Styles! Przeginasz coraz bardziej-od razu zrozumiałem, co miała na myśli. Kiwnąłem głową i poszedłem przed siebie, niestety słyszałem za sobą nie wielkie kroczki, wiedziałem, że to one. Dotarłem do miejsca walki. Nie było zbyt przyjemnie, ale nie najgorzej, bo tak też bywało. Było jeszcze trochę czasu do pojedynku. Pomyślałem, że porozmawiam z Lucky o tym co wydarzyło się rano. Obróciłem się i ujrzałem Luck u boku Liama, przytulających się do siebie, to chyba oznaczało, że się pogodzili…oby. Chwila, ale…gdzie jest ta jej przyjaciółka. Wspomniała kiedyś, że nie może jej zostawić, ale nie powiedziała dlaczego. Zacząłem się rozglądać i szukać zguby pośród ludzi. Przepychałem się pomiędzy nieznajomymi, nigdzie jej nie zauważyłem (po co ja w ogóle to robię?). Zauważyłem skuloną, nie wielką dziewczynę a przy niej …mojego przeciwnika?! Co się tu dzieje pomyślałem. Przyjaciółka Lucky stała przy nim, a z jej oczu leciały łzy, które skapywały po policzkach. Próbowała się wyrwać z uścisku chłopaka, ale była zbyt słaba. Bez chwili zwątpienia podbiegłem do nich. Chwyciłem dziewczynę za rękę, wyrywając z uścisku mężczyzny i pchnąłem ją w bok. Zauważyłem jak delikatnie upadła na ziemię. Przeciwnik nacierał na mnie, zrobiłem unik. Nim się spostrzegłem wokół nas zebrało się sporo osób. Zadałem kilka ciosów, zrobiłem kilka uników. W końcu moja pięść zatrzymała się na twarzy chłopaka, po chwili z jego wargi zaczęła spływać krew. Uniosłem kolano i przyłożyłem z całej siły w brzuch napastnika. Skopałem go trochę, gdy już leżał, schyliłem się i mimowolnie rzekłem: - Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz lub tkniesz ją wbrew jej woli to przerobię cię na miazgę!- odchrząknąłem i splunąłem w jego stronę. Przedarłem się przez tłum ludzi, aby dotrzeć do dziewczyny. Ujrzałem ją. Wstawała bardzo powoli. Podszedłem do niej i złapałem za rękę, pomagając wstać.
-Dam radę sama-powiedziała bardzo cicho i mało odważnie.
-Pomogę ci-zignorowałem jej słowa. Stała tuż koło mnie, a ja patrzałem w jej oczy. Rzuciła ciche dziękuje. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
-Harry-wyciągnąłem rękę ku niej i przedstawiłem się.
-Cher…Cheryl-zawahała się.
-Odprowadzę cię do domu-oznajmiłem.
-Nie! Pójdę sama-speszyła się, zaczęła rozglądać się dookoła.
-Lucky i Liam zajęci są sobą i raczej na nich liczyć teraz nie możesz-stwierdziłem nie przyjemnie lecz chyba skutecznie. Dziewczyna wypuściła trochę powietrza i zaczęła iść w kierunku miasta. Ruszyłem za nią.
-Powiedziałam, że sama pójdę!-uświadomiła mi po raz drugi.
-Masz komórkę?-ni stąd ni z owąd palnąłem.
-Tak, bo co?!-zdziwiła się.
-Daj mi ją-powiedziałem spokojnie.
- Nie, weź się w ogóle odczep ode mnie-syknęła przez zaciśnięte zęby. Podszedłem kawałeczek bliżej i sięgnąłem do jej kieszeni, skąd wyjąłem moją zdobycz. Spisałem sobie jej numer i grzecznie oddałem telefon właścicielce.


-No, dobra idź sama. Ale muszę się upewnić, że doszłaś bezpiecznie. Spojrzała na mnie z nie dowierzaniem i oddaliła się w stronę miasta, kierując się do domu. Poszedłem w jej ślady, skręciłem w bok i ruszyłem do sobie. 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 3

 *Informacje-proszę sprawdź
                                                          3.Przeszłość
 HARRY:
   Dasz z siebie wszystko, na pewno ci się uda. Okej, on biegnie, w bok, w prawo, w lewo...i...cios. W myślach ciągle powtarzałem te słowa. Jutrzejsza walka, muszę ją wygrać. Całe miesiące ćwiczyłem do niej, więc muszę dać radę. Od rana na ringu, każdy dzień praktycznie taki sam. Stałem sobie na końcu ringu i czekałem na przeciwnika. Jeszcze 30 minut zanim się pojawi. Postanowiłem zejść po schodkach i udać w stronę przebieralni. Szedłem wolnym krokiem. Gdy dotarłem na miejsce od razu dostrzegam moją torbę. Zaglądnąłem do niej i wyjąłem butelkę wody. Otworzyłem ją i upiłem łyk chłodnej cieczy. Trzymając plastikową butelkę z zawartością powoli schyliłem się ku torbie i wyjąłem mój telefon, odblokowałem go. Były tam dwie wiadomości. Pierwsza od Louisa:
"O której dzisiaj walczysz? I w ogólne gdzie ty jesteś? Odezwij się", a druga od Gemmy : "Harry proszę cię nie bierz udziału w tej walce, to jest nielegalne! Martwię się o ciebie" . Odpisałem Louisowi na jego wiadomość i wszystko po kolei wytłumaczyłem. A teraz Gemma. No właśnie Gem. Dawno jej nie widziałem, można powiedzieć, że nawet tęsknię, ale czy do końca. Zawsze kochałem własną siostrę, dbałem o jej bezpieczeństwo. Pamiętam jak bała się ojca. Kiedy tylko nadużywał alkoholu, bardzo dużo krzyczał, troszczyłem się wtedy o nią. Ojciec, tak właśnie, to wszystko jego wina. Teraz mogłoby być inaczej, rodzina, poukładane sprawy,ale nie jest. Kiedy tylko pomyślę o nim, zaraz w mojej głowie plączą się rzędy wspomnień...mama...
-Harry!-nagle rozległ się głośny krzyk. Zablokowałem telefon i wrzuciłem do torby zasuwając zamek. Wybiegłem z przebieralni i ujrzałem swojego trenera, który rozmawia z Louisem. Co on tu robi do cholery?!
-Louis? Co ty tu robisz?- zapytałem  z nie dowierzaniem.
-Rozmawiałem z Gemmą...-powiedział Lou z pełną powagą. Moje oczy nabrały gigantycznych rozmiarów. Czułem jak dłonie zaciskają się w pięści i lekko unoszą do góry. Szarpnąłem koszulkę chłopaka i podniosłem go za nią nad sobą. Byłem tak wściekły, że nie potrafiłem panować nad emocjami.
-Dlaczego ty z nią rozmawiałeś, co? Kurwa pytam się!- krzyczałem. Moja furia była nie do opisania, jednak poczułem w sobie delikatne ukłucie,  które podpowiada, że muszę się opanować. Puściłem koszulkę kolegi, a on automatycznie opadł na dół, uderzając o ziemię całym ciałem. Odszedłem na bok. Co to było?! Zawsze jest kiedy czuje w sobie gniew. Moje myśli zaczęły uciekać w każdą stronę. Nie potrafiłem sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdybym go nie puścił. Spojrzałem w bok i ujrzałem jak wszyscy pomagają mu wstać, podszedłem powoli.
-Louis, ja...przep...ja nie chciałem-nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Było mi głupio, że rzuciłem się na własnego kumpla, który tylko chciał przekazać coś od mojej siostry, która się martwi o mnie. Nie! Po co się martwi, teraz?! Nie potrzebuje jej, chce tylko, aby była bezpieczna. Tak obiecałem.
-Nic się nie stało takiego, po prostu cię stary poniosło i ty weź się ogarnij lepiej!-Krzyknął donośnie Louis. Nie spodziewałem się niczego innego po nim. Też bym tak postąpił. No dobra, nie tak. Wyjebałbym. Skinąłem tylko głową i poszedłem na siłownie. Spędziłem tam większość dzisiejszego dnia. Biegałem na bieżni,  podnosiłem ciężary, zmęczyłem się trochę. Po ukończonym przeze mnie "torze przeszkód" pobiegłem do szatni. Wyjąłem czystą białą koszulkę, z dekoltem wyciętym w serek i obcisłe czarne spodnie oraz żel. Wszedłem pod prysznic, aby odświeżyć się. Potem założyłem wcześniej wybrane ubrania, resztę schowałem z powrotem do torby, którą zapiąłem i zarzuciłem na ramię. Wyszedłem z budynku kierując się do mojego samochodu. Gdy dotarłem do niego, na tylne siedzenie wrzuciłem torbę. Zamknąłem drzwi i pokierowałem się na miejsce kierowcy. Usiadłem wygodnie i podniosłem Iphone do ręki. Wysłałem sms do Lousia, zawiadamiając go, że dzisiaj idziemy do klubu"Neon Lights" o 22. Był to mój ulubiony klub. Po chwili zaraz uzyskałem odpowiedź, że zgadza się i będzie już tam na mnie czekał. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym odpaliłem czarnego Range Rovera i ruszyłem do domu.

CHERYL:
  Każdy dzień zapowiada się tak samo jak zawsze, od godz 13.Siedziałam sobie na kanapie, byłam już sama, bo Bradley poszedł do pracy, a Charlie do szkoły. Skończyłam pić poranną kawę. Telewizor dalej huczał, więc postanowiłam go wyłączyć. Ze złością wzięłam pilot i przycisnęłam czerwony guziczek. Obraz zniknął, a odbiornik umilkł. Wstałam i odniosłam kubek do zlewu, po czym ruszyłam do mojego pokoju. Otworzyłam ostatnią szufladę mojej komody i wyjęłam paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Podpaliłam jednego i wychyliłam się przez okno, aby dym nie roznosił się po całym pokoju. Skończyłam, więc wzięłam kolejnego i również zapaliłam. Tak samo stało się z trzema innymi. Bardzo nie lubię tego robić, ale...nawet nie wiem czemu. Po prostu palę. Cały czas myślę, o tym czy nie powinnam posłuchać słów Brada. Terapeutka wyciągnęła mnie z brania narkotyków, bynajmniej w dużym stopniu, czy teraz też by mi pomogła? Nie! Nigdy tam nie pójdę. Rozum i podświadomość toczą ciągłą walkę w mojej głowie. Otrząsnęłam się i postanowiłam schować z powrotem to diabelstwo tam, gdzie było wcześniej. Zamknęłam szufladę i położyłam się na łóżko. Leżałam i rozmyślałam o tym, co byłoby gdybym była normalna, jak każdy, jak toczyło by się teraz moje życie. Miałabym wszystkich, kochających rodziców...rodzice. Z moich oczu skapywały krople łez, które spływały delikatnie po moich policzkach. Ten ból, ból, który nigdy nie ustąpi. Z transu otrząsnął mnie dźwięk mojego telefonu. To niemożliwe pomyślałam, przecież nikt nie ma mojego numer, tylko z 6 osób. Zaczęłam panikować, gdyż na ekranie wyświetlił się nie znajomy mi numer. Podniosłam komórkę do ręki i kliknęłam na zieloną słuchawkę.
-Ha-alo?-zapytałam nie pewnie.
-Czy pani Cheryl Edwards?-spytał nie znajomy mi męski głos.
-Tak, przy telefonie. Z kim rozmawiam?-skąd on zna moje imię?
-O cześć, tu David, jestem szefem firmy "Top Secret", słyszałem, że jesteś naprawdę uzdolniona-ciągnął bardzo radośnie.
-ja, uzdolniona? o co chodzi?- nie byłam do końca przekonana czy ktoś nie robi sobie ze mnie żartów.
-Aa, to ty nie wiesz o niczym. A więc, długa historia w ogóle. Liam i Lucky powiedzieli, że nadawałabyś się naszą modelkę, która jest nam aktualnie bardzo, bardzo potrzebna-wypowiedział się.
-Ja, na modelkę?! Jak miałam kilka lat może wystąpiłam w trzech czy czterech konkursach, ale żadnych profesjonalnych, co oni nagadali?-nie wiedziałam sama co powiedzieć, trochę mnie zatkało.
-Słuchaj, potrzeba mi modelki na zaraz, a w sumie to na za dwa dni, bierzesz to?! proszę cię-David wydawał się być bardzo stanowczy, ale też spokojny, a ja postanowiłam to wykorzystać i trochę się z nim po drażnić.
-A jak bardzo potrzebujesz?-słodko zadałam pytanie
-No bardzo, bardzo. Spotkajmy się jutro u mnie w biurze i tam porozmawiamy na spokojnie-stwierdził neutralnie.
-Hmm, no nie wiem. Zastanowię się jeszcze.-kpiłam sobie z niego lecz wewnątrz mnie szalał huragan szczęścia
-No kobieto no! - usłyszałam piskliwy głosik mężczyzny, który brzmiał bardzo zabawnie.
-Dobrze, będę o 12. Pasuje?-niestety już nie było mi do śmiechu, moje humorki wzięły górę i tylko czekałam, aż powie coś, a ja wybuchnę na niego z wielkim krzykiem.
-Tak, jak najbardziej. Do jutra.-powiedział i zakończył rozmowę. Odłożyłam Iphone i rozłożyłam się na łóżku. Mam najlepszych przyjaciół na świecie, pomyślałam od razu, wykrzykując te słowa w sobie. Nie mogłam w to uwierzyć, a miało być dzisiaj tak beznadziejnie. Wzięłam telefon z powrotem do ręki i szybko napisałam sms do Liama i Lucky z ogromnymi podziękowaniami. Dzwonek do drzwi. Pobiegłam na dół i szybko przekręciłam klucz w zamku otwierając je na oścież. Stała tam moja siostra, która miała na swojej twarzy ogromny uśmiech widząc mnie radosną. Przytuliła się do mnie szybko, a ja w między czasie zamknęłam drzwi.
-Coś się stało Cher?-popatrzała na mnie i przymknęła oczy.
- Jak wszystko dobrze pójdzie, to twoja siostra zostanie modelką!-podkreśliłam ostatnie słowo głośniejszym tonem.
-Co?! Jak to, naprawdę?!-uradowana dziewczyna wykrzykiwała śmiejąc się, a jej głos rozchodził się po całym pomieszczeniu. Kiwnęłam twierdząco głową. Usiadłyśmy na kanapie. Zaczęłam opowiadać wszystko po kolei, a ona uważnie mnie słuchała.
-Tylko nic nie mów Bradowi, dobrze Charlie?-przestrzegłam delikatnie. Machnęła głową, co oznaczało, że zrozumiała.
-A rodzice...-chciała dokończyć, ale nie pozwoliłam jej.
-Charlie nie, idź zrobić lekcje, a ja zrobię ci coś do picia. Wstałam i udałam się do kuchni. Tam zaczęłam przygotowywać napoje.

HARRY:
 21.30 muszę wychodzić, powiedziałem w myślach. Byłem ubrany w białą koszulkę i czarne rurki, więc zarzuciłem tylko ciemną bluzę na siebie i ubrałem conversy. Wyszedłem z domu. Specjalnie nie pojechałem autem, bo wiedziałem, że trzeźwy to ja nie wrócę. Szybkim krokiem podążałem do klubu. Gdy dotarłem na miejsce zauważyłem Louisa, który już na mnie czekał. Podszedłem do niego. Uśmiechnęliśmy się lekko do siebie i weszliśmy na imprezę. W środku czuć było zapach alkoholu i widać było upitych ludzi, którzy krztusili się własnymi napojami. No Styles, ty też tak będziesz wyglądał, pomyślałem. Usiedliśmy wspólnie przy barze i zamówiliśmy sobie drinki.
-Co chciała Gemma?-zapytałem, nie do końca przekonany do swojego tonu.
-Martwi się o ciebie i tęskni-powiedział, po czym upił łyk napoju. Mój mózg zaczął przyswajać słowo, po słowie. Jak to tęskni, przecież, po tym co jej zrobiłem. Jak może się o mnie martwić. Zostawiłem ją, gdy mnie potrzebowała. Moje myśli były wszędzie. Uświadomiłem sobie, że...muszę wypić coś jeszcze. Poprosiłem o kilka kieliszków czystej wódki. Wypiłem wszystkie, jedno, po drugim. Zamówiłem kolejne. Jakaś dziewczyna podeszła do mnie,więc piłem razem z nią, a potem czułem, że coraz bardziej tracę świadomość. W końcu odleciałem...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 2

                                                  2. "Top Secret "


Charlie:
 Budzę się rano i coraz intensywniej myślę o Cher i jej snach. To chyba nie jest normalne, ona się czegoś boi a potem mówi, że wszystko jest ok. Tak się składa, że chyba nie za bardzo. Ciągłe krzyki w nocy opowiadają o tym samym. Mama, tata, boję się...gdyby to połączyć w całość może poskłada się historyjka? Oh, już sama nie wiem. Nie pamiętam moich rodziców, a tak bardzo chciałabym się dowiedzieć co się z nimi stało, czy rzeczywiście musieli wyjechać? Możliwe, ale Cheryl i to co wypowiada w nocy jest zbyt skomplikowane, aby wiązało się z rzeczywistością. Nikt nic mi nie mów, dlaczego. Na pewno do tego dojdę. Dobra, koniec już tego. Po swoim wewnętrznym monologu postanawiam zejść na dół i zjeść śniadanie. Wyślizguje się z łóżka i zwinnym krokiem wydostaję się z pokoju. Na dole jest już "cała" moja rodzinka, czyli siostra i brat. 
- Cześć-mówię śpiewającym głosem, a on rozprzestrzenia się po całym pomieszczeniu.
 -Hej kochana, jak się spało?-Cher witam mnie, siedząc na kanapie opatulona kocem, trzymając w ręku herbatę<jak w każdy piątek, sobotę, niedzielę ...>
 -Dobrze, bardzo dobrze.-odpowiadam zerkając na Bradley'a. Po chwili wstał i poszedł do kuchni. Siadam obok siostry na kanapie i przytulam się do niej.
 -Opowiesz mi coś o mamie i tacie?-niepewnie zadaję pytanie.
 -Chcesz herbatę?!-rozlega się krzyk z kuchni.
 -Tak poproszę-burczę pod nosem. Po chwili dostaję swój napój. W salonie panuje cisze, jak zawsze kiedy zadam to pytanie. Teraz wszyscy siedzimy jakby nigdy nic patrząc w telewizor..."jak ja to uwielbiam"
 Lucky:
 Promienie słoneczne przedzierają się coraz bardziej przez moje rolety. Obracam się na drugi bok, sięgam po telefon leżący na szafeczce nocnej i sprawdzam godzinę. -O nie! oooo nie! nie, nie,nie !- mówię sama do siebie. Zorientowałam się, że jest już po 10, a na 11 mam być w pracy u Liama. Szybko wywlekam się z łóżka i biegnę do łazienki. Tam, myję zęby, twarz. Decyduję się, aby jednak cała wejść pod prysznic i szybko się wymyć. Po 30 minutach jestem odświeżona. Podchodzę do komody i wybieram krótkie, szare szorty w kwiatki i do tego luźną białą koszulkę. -Teraz tylko makijaż i mogę wychodzić-ponownie rozmawiam ze sobą. Siedzę już na krzesełku tuż przed lusterkiem. Rozczesuję włosy, których końce swobodnie opadają na moją klatkę piersiową, następnie prowadzę delikatną czarną kreseczkę eyelinerem wzdłuż mojej linii rzęs. Poprawiam rzęsy tuszem i całość zakańczam położeniem błyszczyka. Idę do kuchni, biorę jabłko. W korytarzu zakładam moje szare, krótkie conversy, przekładam małą torebeczkę, którą wczoraj spakowałam przez ramię i pospiesznym krokiem wychodzę z domu. Szczelnie zamykam drzwi i ruszam do "Top Secret". Po 15 minutach swojej drogi dochodzę do celu. Ostrożnie otwieram drzwi i idę ku górze po krętych schodach. Pukam. Nagle słuchać krzyk więc wchodzę. 
-Hej-witam się uśmiechając.
 -Cześć skarbie-Liam podchodzi do mnie i daje mi buziaka na przywitanie. Jego szef tylko skinął głową i przyłożył do niej palce.
 -Coś się stało?-spoglądam na mojego chłopaka i nie zadowolonego mężczyznę.
-Oh, nie ważne Lucky, to nic takiego-stwierdza Payne.
 -Jak to nie?!- podnosi głos David*-nie mamy modelki, to wszystko nie wypali, jestem załamany po prostu. Nasza letnia kolekcja...Mówi, prawie płacząc. 
-A tamta?-stoję, wskazując palcem dziewczynę siedzącą na taborecie po drugiej stronie pomieszczenia. Oczy Davida stają się większe
 -Moja droga Lucky, czy ty ją do cholery widzisz? Toż ona się nie nadaje nawet na przymiarki!-irytuje się coraz bardziej. Pomimo podeszłego wieku, nie zachowuje się tak. Jest bardzo śmieszny i te jego miny, bezcenne poprostu.
 -Spokojnie-wtrąca się Liam, który chyba wcześniej był lekko rozkojarzony.
 -Ale, chwila ja chyba mam pomysł. Znam kogoś, kto się nadaje. Przyszło mi coś do głowy.
 -Kto to jest? Co? Jak?-podbiega do mnie upadając na kolana i wpatrując się we mnie z nie dowierzaniem. Liam śmieje się, jednak po chwili jego twarz staję się poważniejsza.
 -Cheryl...to Cheryl-radośnie wypowiadam imię przyjaciółki. Pamiętałam, że od dziecka uwielbiała takie coś, a teraz to już nie wspominając.
 -Taaaak, taak...jestem przekonany, że będzie świetna - wykrzykuje szef firmy.
 -Noo, a kto to ta Cheryl?-pyta. Śmieję się pod nosem z jego miny i obecnej sytuacji. 
-Cher jest moją przyjaciółką i j...-przerywa mi Payne
 -Tak, ona ma rację. Też uważam, że się nadaje, a jako fotograf chyba mam jakieś zdanie, no nie-kończy swoje wypowiedzenie, po jego minie wnioskuje, że jest z siebie dumny, bo na ogół zbyt błyskotliwy to mój chłopak nie jest. Haha
 -Nie, twoje zdanie to mam ...-tym razem to ja przerywam, ale Davidowi 
-Się pan wyrażaj tutaj-pouczam mężczyznę. Po chwili mój telefon z torebki wędruje do mojej ręki, szukam w kontaktach numer do przyjaciółki.
 -Zapisuj, zadzwonisz do niej...4847654320-dyktuję numer, a on uważnie słucha wpisując go do telefonu. 
-Mam! Oby się okazała naprawdę dobra-mówi zafascynowany i oddala się w dalszą stronę pomieszczenia. 
-No to jak kochanie, jesteś już wolny? Koniec pracy na dzisiaj?-pytam przytulając się do niego.
 -Tak, teraz możemy iść na śniadanie do kawiarni Zayna-bierze mnie za rękę i pośpiesznym tempem wychodzimy z budynku.
 Liam:
 Mam najlepszą dziewczynę na świecie, jest taka słodka. Jej pomysł z Cher był naprawdę genialny. Idę rozkojarzony z najlepszą istotą na ziemi, mam super pracę i chyba jestem po prostu mega szczęściarzem. Spoglądam na nią z góry i mocniej splatam nasze palce. Lucky podnosi głowę do góry i uroczo się uśmiech ukazując swoje czysto białe zęby. Idziemy sobie razem, powolnym krokiem powoli zbliżając się do celu. Docieramy na miejsce. Sadzam nas przy stoliku na dworze i idę zamówić to co zawsze czyli dwa croisanty. Po chwili są już gotowe. Obym dzisiejszy dzień spędził tylko z Luck! Muszę ją gdzieś zabrać, może spacer, potem kino i kolacja. Pełno myśli krąży w mojej głowie. Dochodzę do naszego stolika z śniadaniem i kładę dwa talerzyki niedaleko siebie. Jedyne co z siebie wydobyła to ledwie słyszalne "dzięki" i zabrała się do jedzenia, uśmiechnąłem się i skinąłem głową, następnie poszedłem w jej ślady.

*David-szef firmy "Top Secret"

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 1

                                                                    1. Sen

*
CHERYL:
    "- Cher! Cher! Chodź do mnie szybciutko
-Boję się tatusiu-mówię przerażona.
-Będzie dobrze, nie bój się niczego, jestem tu córeczko
-Chce do mamusi i Charlie i Brada
-Kochanie, mamusia musiała pójść gdzieś-mówi-zaraz wróci, na pewno.  
-A gdzie my jesteśmy, nie chce tu być...boje się-zaczynam płakać. Wokół słychać pełno odgłosów, są straszne. Krzyki,płacze i słowa, które są dla mnie nie zrozumiałe. Bardzo się boję, przeraża mnie mrok panujący dookoła. Czuję jak ściany pokoju zmniejszają się, są coraz bliżej i bliżej. Te wszystkie dźwięki ucichły. Tulę się do ramienia taty ... Nagle pada strzał.
-Tatusiu co to było? Co się dzieje? Boję się- mówię cała zapłakana.
-Nie bój się księżniczko, schowaj się tutaj i poczekaj na mnie- widzę strach w jego oczach. Wybiega szybko z pokoju, a ja chowam się w malej szafie, stojącej koło okna. Słyszę krzyk tatusia...Zwinnie wychodzę z szafy  i biegnę do kuchni. Patrzę przed siebie i widzę, mojego tatę, który trzyma w ramionach zakrwawioną mamę. Mimowolnie w moich oczkach zbierają się łzy i spływają po policzkach. Zaczyna szlochać. Obserwuję całą straszną scenę zza niewielkiego fotela.
-Za co? Odczepcie się od naszej rodziny-mówi zapłakany ojciec, dalej trzymając ciało żony na kolanach.
-Chcesz zostawić przyjaciela w potrzebie? Tak się nie robi- mówi obcy mi mężczyzna. Wybiegam szybciutko zza fotela cała roztrzęsiona. Nie wiem gdzie jest moje rodzeństwo. Co się z nimi dzieje. 
-Tatusiu...?-szlocham.On odwraca się w moją stronę i zamiera w miejscu. Chcę coś powiedzieć, kiedy widzę jak Diabeł wymierza pistolet w moją stronę.
-Nie!!!-rozlega się głośny krzyk z ust tatusia,gdy coś ciągnie mnie za lewą rączkę. Odwracam wzrok i widzę swojego braciszka z śpiącą siostrą.
-Chcę iść do mamusi...teraz!-krzyczę zapłakana, wychylam głowę zza kanapy i nagle pada strzał, a mój tata upada bezwładnie na podłogę. Nieeeeeeee!!!!"
-Cheryl obudź się! Słyszysz?!- krzyczy  Charlie, obejmując mnie i przytulając do siebie. Otwieram oczy i zdyszana podnoszę się do pozycji siedzącej. Mimowolnie łzy spływają po moich policzkach. 
-Spokojnie, już ćśiiii...jestem tu-uspokaja mnie moja siostra. Nagle do pokoju wpada Bradley. 
-Kolejna noc?! Charlie ty idź do siebie-mówi Brad, a ona posłusznie wykonuje to o co ją poprosił. Podchodzi i siada na łóżku tuż obok mnie. Odwracam wzrok, ale mój oddech wciąż nie jest ustabilizowany. 
-Wiesz, że to nie jest normalne? To wszystko toczy się za długo, nie możesz ciągle siedzieć w domu i zamartwiać się. Dlaczego... - przerywam mu.
-Nie, to nie....
-Daj mi skończyć  i przestań uważać, że wiesz wszystko najlepiej. Terapeutka pyta się czemu nie chcesz się już z nią spotykać, ona ci pomagała przez długi czas, a teraz?-ciągnął konwersacje. 
-To nie ona mi pomagała tylko Lucky i Liam! Wiem co jest dla mnie dobre,a ty nie musisz mi robić kazania...jestem dorosła-chowam się pod kołdrę. Czuje na sobie wzrok brata, ale nie chce go w tym momencie widzieć. Drzwi pokoju zamykają się, a on znika w ciemności. Leżę nie ruchomo i rozmyślam. Ale o czym? Nie chce spać, te sny powracają. Ciągle widzę obrazy z dzieciństwa. Jednak zmęczenie bierze górę. Oddaje się w krainę snu.  
*INFORMACJE

Bardzo prosimy o komentarze, ponieważ chcemy wiedzieć co ewentualnie możemy zmienić;)
x Katy