piątek, 26 września 2014

Rozdział 26

                  26. Jestem sam w swoim bólu      
 *koniecznie przeczytajcie info pod rozdziałem  

* * *

CHERYL:

   Leżałam na łóżku w nieznanym mi pomieszczeniu. Nie rozpoznałam go na początku, lecz po pewnym czasie zorientowałam się, że był to pokój szpitalny. Wydawał mi się tak odległy, dziwny. Inny niż pomieszczenie, w którym znajdowałam się jeszcze wczoraj. Nie wiedziałam, że tak szybko można przyzwyczaić się do innego życia jak i warunków. Jak oni mogli mi to zrobić? Nie mogę dojść do siebie. Nie chcę odtrącać każdego, z powodu ... Nie chciałam nikogo widzieć … Niestety moja nadzieja zatonęła, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyły się, a moim oczom ukazał się chyba Harry. Tak mi się wydaje, że to jego imię.. Nie chciałam pamiętać, kochałam go, ale teraz już nic nie jest ważne. Nie miałam ochoty się z nim widzieć, a tym bardziej rozmawiać.
-Hej księżniczko, jak się czujesz? – zapytał Styles. Nawet nie zareagowałam. W dalszym ciągu leżałam na boku. -Hej -burknęłam prawie niesłyszalnie, niemalże szepcząc. Poczułam ciepły dotyk na swoim ramieniu.  Nie zareagowałam tym razem. Po chwili jednak, jego dłoń wylądowała na moich plecach, kreśląc na nich delikatne kółka.
- Nie dotykaj mnie!- powiedziałam podniesionym tonem, czując jak automatycznie cała jestem spięta. Jednak Harry nie przestawał.
- Nie dotykaj mnie do chole-eery!- wykrzyczałam przez płacz. Moje oczy natychmiast zatonęły we łzach. Przyłożyłam dłonie to twarzy, zaczynając coraz bardziej i bardziej płakać. Czułam się okropnie, nienawidziłam siebie, tego wszystkiego, dochodził tam jeszcze Harry...
- Cheryl opowiedz mi, proszę cię- spokój, aż rozniósł się po całym pomieszczeniu. Miotałam się po całym łóżku, nie mogąc powstrzymać płaczu. Wszystko mnie przerażało. Dalej nic nie powiedziałam. Kochałam go. Martwił się, nie mógł, ale to robił. Po co? Po czasie coś we mnie pękło, poczułam się okropnie...

 HARRY:

   Bałem się. Po prostu się bałem. Nie miałem pojęcia co robić. Jedyne co przyszło mi na myśl to przytulić ją do siebie najmocniej jak tylko potrafię i nie puszczać mimo wszystko. Nie zrobiłem tak. Nic wbrew jej woli, ale ból, z którym musiałem się zmagać, podczas jej płaczu i boleści był nie do opisania.
- Opowiedz. Cheryl muszę wiedzieć kochanie- powtórzyłem wcześniej wypowiedziane słowa, które nieco przekształciłem. Moja Cher podniosła się do pozycji siedzącej, okryła się bardziej kołdrą, po czym zaszlochała kilka razy. Jej dłoń powędrowała do twarzy, którą przetarła, po czym ujęła w obie kończyny twarz, zasłaniając się włosami. Siedziała tak jakiś czas. Wróciła do pozycji leżącej, wpatrując się w sufit, była bardzo skupiona, tak mi się wydawało. Pomyślałem, że to bez sensu, straciłem ją. Powoli zaczynałem się podnosić, z myślą poproszenia do niej lekarza.
- Zgwałcili mnie, oni mnie zgwałcili, ja nie chciałam tego, dlaczego oni to zrobili, oni mnie zgwałcili, tak bardzo się bałam, nie chciałam tego, było ciemno, było zimno, ja nie chciałam- dziewczyna nie przerywała szybko wypowiadanego monologu, zaczynając coraz bardziej płakać, wypowiadając te same słowa i zdania. Trzęsła się, a aparatura zaczęła wariować. Nie potrafiłem przyswoić do siebie tych słów. Ile ona przeszła..przeze mnie? Jak mogłem. Przecież nie chciałem jej skrzywdzić. Lucky miała racje. Nacisnąłem na przycisk wzywający pielęgniarkę. Wszystko działo się tak szybko.
- Spokojnie, nie mów już nic. Jestem z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić nigdy więcej, słyszysz mnie?- pojedyncza łza, która spłynęła po moim policzku spoczęła na ciele kruchej dziewczyny. Trzymałem ją za rękę przykuty do jej łóżka. Liczyła się tylko ona. Głaskałem jej głowę, gdy wciąż powtarzała "zgwałcili mnie, ja się bałam, ja nie chciałam, było ciemno, było zimno, nie dotykaj mnie, zostaw mnie, nie dotykaj!" jej płacz bolał, ranił mnie, ale to nie było istotne. Po czasie dotarła pielęgniarka, która zaraz wyprosiła mnie z sali. Niechętnie wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
- Zasnęła- niepewnie zwróciłem się do Liama, który właśnie masował plecy ukochanej - chyba...-dodałem po chwili, mając nadzieję, że mi uwierzy. Dziewczyna w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać, ale końcówka przeraziła mnie. Wiedziałem jedno, tym ludziom, nie ujdzie to na sucho. Przez nich nie mogę jej pomóc, przytulić jej nic. Brakuje mi jej dotyku. Jej brakuje poczucia bezpieczeństwa, poczucia własnej wartości, którą ciężko było zbudować, po śmierci rodziców, czy nie przeszła już wystarczająco dużo?! Odpychała mnie za każdym razem, gdy chciałem ją pocieszyć lub przytulić, nic nie działało. Na szpitalnym korytarzu panował spokój, zupełnie inaczej niż w mojej głowie, gdzie chaos nie potrafił znaleźć ujścia. Ująłem twarz w swoje ręce, siedząc na szpitalnym krześle na korytarzu. Co mogłem zrobić? Zabić ich, ale przecież to nie wróci tego co się stało.

LIAM:
  Kiedy szedłem do szpitala, spotkałem Lucky tuż przy kawiarni, obok szpitala, gdzie leżała Cheryl. Jedno imię nasuwało mi się na język- Louis. Miał się nią zajmować, a tu proszę. Byłem ciekawy gdzie jest i co robi. Te myśli jaki i inne krążyły w mojej głowie, gdy czekaliśmy wraz z Luck przed salą w szpitalu na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Cheryl. Zerknąłem na moją ukochaną. Była blada, zmęczona i miała zapuchnięte oczy od płaczu. Nie umiałem pocieszyć narzeczonej w żaden sposób, przez co czułem się bezradny. Kochałem Lu tak bardzo, a nie mogłem jej uszczęśliwić. Cały czas czule ją obejmowałem, aż w końcu z pokoju wyszedł Harry. Usiadł obok Lucky na plastikowym krześle, więc bez problemu mogłem wyjść na dwór, aby porozmawiać z Lou. Wstałem, po czym ucałowałem Malik w czoło. Zszedłem po schodach, następnie kierując się prosto korytarzem, było tam niezwykle spokojnie. Wyszedłem na świeże powietrze. Wyjąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do przyjaciela.
- Cześć Lou? Jest może obok ciebie Lucky?- spytałem znając wiedząc, że nie dowiem się prawdy, gdyż ona była ze mną, jednakże byłem ciekawy co wymyśli.
- Witaj przyjacielu.  Ona jest... w łazience, bo przecież jest w domu ...- powiedział na jednym tchu. Nigdy nie potrafił kłamać, a ja ledwie powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Po czym zacząłem
- A to ciekawe. Bo właśnie jest razem ze mną w szpitalu przyjacielu- z ogromnym uśmiechem na ustach czekałem co jeszcze wymyśli
- Wydaje ci się na pewno, jest koło mnie. Zajebiste marchewki, wiesz. Wracając do sprawy, jak ci ktoś tak powiedział to są to tylko pomówienia, zero prawdy stary.- zaczął się bronić, lecz bez skutku. 
- Louis czy ty się z marchewką na mózg pozamieniałeś idioto?!- w końcu wybuchłem, ponieważ nie wytrzymałem z nerwów. Miał jej pilnować, a nie wpierdalać zapasy marchwi.
- Poszła na spacer, nic takiego się nie stało. Poza tym to marchewka nie ma mózgu- nie widział nic złego w całej sprawie, ale ja się o nią martwiłem.
- Wiesz, następnym razem pomyśl stary. Czasami zastanawiam się czy istnieje on u ciebie. Narazie. - rozłączyłem rozmowę i włożyłem telefon do kieszeni. Ponownie przemierzyłem korytarz i schody, pojawiając się tuż obok Lucky i Harry'ego. Narzeczona dyskutowała zawzięcie z bokserem. Podszedłem do nich, a wszelki oznaki rozmowy ucichły. Włożyłem płaszcz na ciało Luck i objąłem ją ramieniem.
- Harry, my jedziemy. Lu musi się przespać. Jedziesz z nami? Wrócimy tu jutro
- Nie, nie jadę. Zostanę jeszcze. Dobranoc- zwrócił się do mnie, po czym wygodnie ułożył się na dwóch plastikowych krzesełkach, a ręce podparł za głową.
- Trzymaj się. Przywieźć ci jakieś rzeczy?- zapytałem, chcą pomóc mu jakoś, wiedziałem, że bardzo się martwi.
- Nie trzeba. Cześć - zakończył konwersację, a my ruszyliśmy w drogę do domu. Nie mogłem doczekać się Lucky leżącej w moich objęciach, uroczo zasypiającej, jak nie winny aniołek...
HARRY:

 Siedziałem rozłożony na dwóch szpitalnych krzesłach, czekając aż pielęgniarka pozwoli mi zobaczyć Cher. Powoli zaczynałem oddawać się krainie snu. Wtem drzwi od jej pokoju uchyliły się, a zza nich wyszła pielęgniarka.
- Pan Harry?- zapytała, trzymając w ręku teczkę z zapisanymi na niej kartkami.
- Tak, tak to ja. Co z Cher?- pytałem dziewczynę, po czym stałem. Znajdowałem się tuż przed kobietą, czekając na odpowiedź.
- Jej stan jest stabilny. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Może ją pan odwiedzić, ale proszę nie długo- jak to nie mogła mi nic więcej powiedzieć?! Kurwa dlaczego nie mogła?! Nie chciałem robić awantury, tylko móc być przy niej tu i teraz, na zawsze. Szepnąłem ciche dziękuje i wszedłem do sali. Leżała. Spała. Aparatura, do której była podłączona pracowała jak należy. Podszedłem do ciała dziewczyny, które spoczywało na szpitalnym łóżku. Usiadłem na krzesło tuż obok modelki. Ująłem jej dłoń. którą kilka razy musnąłem. Podniosłem się i złożyłem delikatny pocałunek na policzku Edwards. Brakowało mi tego. Jej ciała, jej dotyku, jej osoby. Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek. Musiałem zachować ciszę, by nie zbudziła się i nie zabrała swojej dłoni. Położyłem głowę na łóżku, lekko ocierając o jej biodro. Oddałem się w krainę Morfeusza... i wtedy coś przeszkodziło!

 KOCHANI!
 Meeega dzięki za te 15 kom <3 Potraficieee :) więc tak jak obiecałyśmy w weekend pojawi się także kolejny rozdział, może jutro może w niedziele :*
A teraz kilka informacji :
1. Jesteście kochani, niesamowici i wszystko wszystko <3
2. Prosimy, abyście prośby o kolejny rozdział pisali na ask.fm w pytaniach, gdzie również możecie zapytać się, kiedy on będzie< odpowiedź zostanie udzielona baardzo baardzo szybko>
3. Jakiekolwiek wątpliwości, niejasności również zachęcamy pisać na ask.fm
4. Jeżeli macie pytanka do bohaterów, lub chcecie im coś przekazać, pouczyć czy pomęczyć Hazzę, jak to się najczęściej zdarza :D także na http://ask.fm/TimeIsaSecret
SERDECZNIE ZACHĘCAMY DO KORZYSTANIA Z NIEGO <3
wystarczy wpisać w miejsce kropek (...) imię bohatera np (Harry), abyśmy wiedziały do kogo kierowane jest pytanie lub stwierdzenie :)
Jeżeli pytanie kierujecie do nas< autorek> po prostu napiszcie to co chcecie <3
Jeszcze raz wieeeeelkie dzięki nasi najukochańsi za komentarze :*
może powiększymy się jeszcze?
Ile komentarzy dacie radę napisać, więcej niż 15? Zobaczymy <3

jeżeli pojawiły się błędy to serdecznie przepraszamy

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 25

                                25. Strach czy szczęście...

LUCKY: 
  Telefon spoczywał głęboko w kieszeni moich spodni. Byłam poddenerwowana. Mój ojciec był nieprzewidywalny, nikt nie miał pojęcia co w danej chwili wymyśli. Wyszłam z domu, nie tracąc ani chwili dłużej.Miałam szczęście, ponieważ Louis po zakończonej marchewkowej uczcie zasnął. Czułam się tego dnia wyjątkowo źle. To nie nieuniknione, aby on nie zauważył, że jestem w ciąży. Pogładziłam delikatnie coraz większy brzuch i uśmiechnęłam się pod nosem. Szłam przed siebie, kierując się do kawiarni, gdzie miała spotkać się z ojcem. Powoli zbliżałam się do wyznaczonego miejsca. Przemierzałam uliczki, rozglądając się wokoło, w dalszym ciągu gładziłam "mieszkanie mojego maleństwa". Dotarłam na miejsce, po czym dosiadłam się do mężczyzny w garniturze, z którym niestety byłam spokrewniona. Phill spojrzał na mnie, a później na mój brzuch. Otworzył szeroko oczy, lecz ja tylko chłodno się uśmiechnęłam. 
- No, więc po co przyszłaś. Chyba nie stęskniłaś się za ojcem.- zaczął. Wiedział po co przyszłam, a tym zdaniem zepsuł mi humor do końca. 
- Dokładnie wiesz, dlaczego przyszłam. Po co ją porwałeś? Co ci to da?- zalewałam go pytaniami, a wściekłość narastała z każdą wypowiedzianą przeze mnie sylabą.
- Ale ty już wiesz. Widzę to w twoich oczach. Chodzi mi o serce.- miał rację. Doskonale wiedziałam czego tak bardzo pragnie. Akurat tak się składało, że ta rzecz jest w mojej torebce. Na tą myśl delikatnie przygniotłam torebkę.
- Ona go nie ma. Zresztą nie odda ci go. Ale możemy pójść na kompromis- spojrzałam na niego i widziałam, że zainteresowałam go.
- Mów dalej.
- Oddaj mi ją. Pojechali tam Liam, Harry i cała reszta. Niech nie stanie się im krzywda. Nie pokaże naszyjnika nikomu. Zniszczę go.- mówiłam szeptem, aby nikt nas nie usłyszał.
-Jeśli tego nie zrobisz to telefon, jeden telefon może zmienić wszystko - odpowiedział cały czas patrząc na mnie swoim podłym uśmieszkiem.
- Skąd mam mieć pewność? -zapytałam przedłużając każdą literę.
- Zaufaj mi moja droga. Ale jest warunek, musisz dla mnie coś zrobić ...
- Co takiego?- spytałam podejrzliwie patrząc mu w oczy.
HARRY:
  Jechałem bardzo szybko. Chciałem móc w końcu mieć Cheryl przy sobie. Prędkość zwiększała się coraz bardziej i bardziej. Za plecami słyszałem rozmowę Zayn’a, Niall’a ,Liam’a i Brad’a. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Dodawałem więcej gazu, pragnąc być już na miejscu i zrobić to, co uważam za słuszne.
- Harry, nie przesadzaj. Jedziesz już 120 to zbyt dużo- w tle rozległ się głos Liam’a. Zacisnąłem  dłonie na kierownicy, nie mogąc opanować złości…ale czy to faktycznie była złość? Nie wiedziałem co czułem. Postanowiłem nie zwracać uwagi na ostrzeżenia przyjaciela. Pędziłem ulicami Londynu, kierując się do odległego o 2 godziny domku w lesie. Pamiętałem tamto miejsce. Jedna myśl, która na okrągło krążyła w mojej głowie to świadomość, że nic jej nie będzie. Plan, który sobie wyobrażałem miał być idealny, przyjadę, zabiorę ją i odjedziemy. Jednakże scenariusz szykował się o wiele inny. Nie ufałem Chrisowi. Miał w sobie coś, co mnie odrzucało. Spojrzałem na zegarek, z którego wynikało, że jedziemy już dobre półtorej godziny jak nie więcej. Zwolniłem i wyłączyłem długie światła, tym samym wjeżdżając w boczą uliczkę. Droga prowadziła w głąb lasu. Byłem przekonany, że nie długo wszystko się ułoży. Odnajdę ją i będzie nareszcie dobrze… A co jeśli nie nie będzie jej tam? A jeśli nie ma jej już nigdzie? Odeszła … Po moim poliku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko przetarłem ręką. Zaparkowałem na polanie, ukrywając pojazd w zaroślach.
- Poczekajcie tu. Dam wam znać i wtedy podjedziecie pod dom.- oznajmiłem chłopakom, co mają robić. Nie potrzebowałem pomocy.
- Zwariowałeś? Przecież jest tam cała obstawa, nawet ty nie dasz im rady.- wtrącił się Liam, kiedy miałem opuścić samochód. Wzruszyłem ramionami, po czym otworzyłem drzwi, wychodząc ze środka.
- Harry, tam jest moja siostra. Chcesz czy nie chcesz, ale ja też idę. – powiedział Bradley, a ja znowu wzruszyłem ramionami. Liam wraz z Zayn’em zostali w aucie. Szedłem przed siebie, a tuż za mną brat Cher. Po kilku minutach ujrzałem nie za dużą chatę, która była słabo oświetlona. Na zewnątrz nie było nikogo. Rolety były zaciągnięte w dół. Podszedłem tuż do drzwi. Przywarłem plecami do ściany i obróciłem głowę w lewą stronę, tak bym mógł usłyszeć rozmowę.
„ –Czwórka
- Trzy czwórki, ale możesz mnie sprawdzić
- Nie widzę takiej potrzeby, haha. Dwie piątki.
- Nie mam kart! Wygrałem! Grajcie panowie, a ja idę zobaczyć co słychać i naszej małej dziewczynki, hahaha”
Czułem jak wzrasta we mnie złość, przez co moje dłonie zacisnęły się w pięści. Obróciłem głowę w przeciwną stronę, chcąc zobaczyć co robi Bradley. Niestety zamiast niego zobaczyłem Nialla, Liama wraz z Bradem. Wywnioskowałem, że Zayn został w samochodzie. Kiwnąłem głową, aby dać im znak, że wchodzimy . Jednym zwinnym ruchem, kopnąłem drzwi, które z hukiem otworzyły się, trzaskając o wewnętrzną ścianę. Niall z Liamem wbiegli do środka od razu obezwładniając pierwszych napotkanych mężczyzn. Po chwili także ja tam byłem. Od razu kierowałem się do piwnic. Jednak droga nie była prosta. Biegłem przed siebie, następnie po schodach w dół. Obróciłem się chwilowo, aby zobaczyć czy Brad jest za mną.
- Kurwa! – krzyknąłem, gdy poczułem czyjąś pięść na swojej twarzy. Przyłożyłem do niej dłoń, ujrzałem krew, ale nie to było teraz ważne. Uderzyłem przeciwnika w twarz, tak jak wcześniej on zrobił to mi. Upadł na ziemię. Podszedłem bliżej, byłem okropnie zdenerwowany na tego skurwiela. Zacząłem okładać go pięściami, będąc nad nim.Zadałem jeszcze parę ciosów. Moje dłonie były całe w jego krwi. Chciałem go rozszarpać na miejscu. Kopnąłem brutalnie jego prawie bezwładne ciało. Obawiałem się jednego, że Cheryl ... Styles, ona tu jest ogarnij się do cholery! Po chwili moja pięść ponownie wylądowała na jego brzuchu, a nogi mocno skopały twarz. Mężczyzna leżał na ziemi, zwijając się z bólu. Szedłem dalej, gdy usłyszałem strzał! Natychmiast przyspieszyłem, nawet się nie odwracając. Ostatnie schody, poprowadziły mnie do pomieszczenia, którego drzwi były zamknięte. Nie zwracając na nic uwagi, otworzyłem je…. I ujrzałem ją… siedziała skulona w kącie, na jakiejś szmacie. Była naga. Jej poranione i posiniaczone ciało przyprawiło mnie o dreszcze i poczucie winy. W kilka dni ze zdrowej kobiety została, wychudzona i skrzywdzona dziewczynka. Podszedłem bliżej z nadzieją, że spojrzy na mnie, lecz tak się nie stało.
- Cheryl … - powiedziałem łagodnie, ale mój głos nie zabrzmiał tak jak tego chciałem. Podbiegłem do niej, po czym przykucnąłem. Uniosłem w górę jej głowę. Moim oczom ukazała się blizna i posiniaczone policzki. Z oczu spływały łzy.
- Cheryl, księżniczko to ja- ponownie zwróciłem się do dziewczyny. Przyłożyłem dłoń do jej twarzy, delikatnie gładząc ją, ale ona zaraz wyrwała się z mojego dotyku. Reakcja modelki zdziwiła mnie. Skuliła swoje maleńkie ciałko bardziej, po czym przysunęła się bliżej ściany. W pomieszczeniu było bardzo zimno. Zdjąłem swoją skórzaną kurtkę i okryłem ją,próbując podnieść z ziemi.Na próżno. Odepchnęła mnie wraz z kurtką, którą wyrzuciła w przeciwną stronę.
- To ja Harry- zwróciłem się do niej. Byłem zdezorientowany.  Nie wyglądała na zadowoloną. Nie okazywała żadnych emocji, prócz jego gestu, który wykonała. Wiedziałem, że zaraz możemy mieć większe kłopoty. Wbrew woli dziewczyny, wziąłem ją na ręce i okryłem tą cholerną kurtką. Mocno zacisnąłem dłonie, abym jej nie upuścił. Szarpała się, kopała mnie, płakała, wyrywała. Bolał mnie każdy jej ruch, bo nie dawno wszystko było dobrze. Każdy dzień rozpoczynał się pocałunkiem. Było cudownie, właśnie...było. Wyniosłem ją z pomieszczenia. Znajdowaliśmy się na korytarzu.
- Puść mnie! Zostaw! Nienawidzę was!- wykrzykiwała, próbując coś wskórać. Na marne. Jej słowa raniły, ale najważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo Cher, więc puszczałem obelgi mimo uszu. W piwnicy po drodze zauważyłem boczne wyjście, którym od razu się udałem. Tuliłem Edwards do siebie, próbując ogrzać ją chociaż trochę, lecz ona na to nie pozwalała. Dalej szarpała się, więc pogłębiłem swój uścisk bardziej. Czułem mocny ból w przedramieniu, ale to nie było teraz ważne. Biegłem zaroślami z modelką na rękach, gdy dotarłem do auta. Na tylnych siedzeniach posadziłem Cheryl i zapiąłem jej pasy, zakładając jej moją kurtkę i zamykając drzwi, tak by nie mogła się wydostać. Z bagażnika wyjąłem koc, którym została okryta. Miała spuszczoną głowę i płakała.  Usiadłem tuż obok niej, wcześniej zawiadamiając sms-em chłopaków, że jesteśmy w samochodzie. Podałem jej wody, ale odepchnęła moją rękę.Spojrzałem na jej nadgarstki, na których spoczywała zaschnięta krew. Co oni z nią zrobili?! Jak mogłem do tego dopuścić?! Myśli plączące się w mojej głowie, tym razem nie dawały upustu emocjom. Nagle poczułem pieczenie w przedramieniu ponownie, lecz kolejny raz nie było to dla mnie zbyt ważne. Chciałem dowiedzieć się co oni jej zrobili, ale nie miałem pewności, czy ona cokolwiek pamięta, wie... 

- Skarbie pamiętasz mnie? - zadałem pytanie wpatrując się w maleńką sylwetkę, skuloną w tyle samochodu, łkającą z nie wiadomego dla mnie powodu. 


Kochani kolejny rozdział :)! 
podoba wam się? Tym razem komentarze pojawiły się szybciej o wiele <3 dziękujemyyy!! 
stawiamy wam wyzwanie, które pewnie my wygramy, ale możemy sprawdzić...więc jeżeli pojawi się tu 15 lub więcej komentarzy, to w weekend wstawimy dwa lub trzy rozdziały :D co wy na to? 
Zapraszamy także na ask.fm by móc zadać pytania bohaterom lub autorką 
Kochamy was!! 
15 lub więcej = next