*koniecznie przeczytajcie info pod rozdziałem
* * *
CHERYL:
Leżałam na łóżku w nieznanym mi
pomieszczeniu. Nie rozpoznałam go na początku, lecz po pewnym czasie zorientowałam
się, że był to pokój szpitalny. Wydawał mi się tak odległy, dziwny. Inny niż
pomieszczenie, w którym znajdowałam się jeszcze wczoraj. Nie wiedziałam, że tak
szybko można przyzwyczaić się do innego życia jak i warunków. Jak oni mogli mi
to zrobić? Nie mogę dojść do siebie. Nie chcę odtrącać każdego, z powodu ...
Nie chciałam nikogo widzieć … Niestety moja nadzieja zatonęła, gdy usłyszałam
pukanie do drzwi. Otworzyły się, a moim oczom ukazał się chyba Harry. Tak mi
się wydaje, że to jego imię.. Nie chciałam pamiętać, kochałam go, ale teraz już
nic nie jest ważne. Nie miałam ochoty się z nim widzieć, a tym bardziej
rozmawiać.
-Hej księżniczko, jak
się czujesz? – zapytał Styles. Nawet nie zareagowałam. W dalszym ciągu leżałam
na boku. -Hej -burknęłam prawie niesłyszalnie, niemalże szepcząc. Poczułam
ciepły dotyk na swoim ramieniu. Nie
zareagowałam tym razem. Po chwili jednak, jego dłoń wylądowała na moich
plecach, kreśląc na nich delikatne kółka.
- Nie dotykaj mnie!-
powiedziałam podniesionym tonem, czując jak automatycznie cała jestem spięta.
Jednak Harry nie przestawał.
- Nie dotykaj mnie do
chole-eery!- wykrzyczałam przez płacz. Moje oczy natychmiast zatonęły we łzach.
Przyłożyłam dłonie to twarzy, zaczynając coraz bardziej i bardziej płakać.
Czułam się okropnie, nienawidziłam siebie, tego wszystkiego, dochodził tam
jeszcze Harry...
- Cheryl opowiedz mi,
proszę cię- spokój, aż rozniósł się po całym pomieszczeniu. Miotałam się po
całym łóżku, nie mogąc powstrzymać płaczu. Wszystko mnie przerażało. Dalej nic
nie powiedziałam. Kochałam go. Martwił się, nie mógł, ale to robił. Po co? Po
czasie coś we mnie pękło, poczułam się okropnie...
HARRY:
Bałem się. Po prostu się bałem. Nie miałem
pojęcia co robić. Jedyne co przyszło mi na myśl to przytulić ją do siebie
najmocniej jak tylko potrafię i nie puszczać mimo wszystko. Nie zrobiłem tak.
Nic wbrew jej woli, ale ból, z którym musiałem się zmagać, podczas jej płaczu i
boleści był nie do opisania.
- Opowiedz. Cheryl
muszę wiedzieć kochanie- powtórzyłem wcześniej wypowiedziane słowa, które nieco
przekształciłem. Moja Cher podniosła się do pozycji siedzącej, okryła się
bardziej kołdrą, po czym zaszlochała kilka razy. Jej dłoń powędrowała do
twarzy, którą przetarła, po czym ujęła w obie kończyny twarz, zasłaniając się
włosami. Siedziała tak jakiś czas. Wróciła do pozycji leżącej, wpatrując się w
sufit, była bardzo skupiona, tak mi się wydawało. Pomyślałem, że to bez sensu,
straciłem ją. Powoli zaczynałem się podnosić, z myślą poproszenia do niej
lekarza.
- Zgwałcili mnie, oni
mnie zgwałcili, ja nie chciałam tego, dlaczego oni to zrobili, oni mnie
zgwałcili, tak bardzo się bałam, nie chciałam tego, było ciemno, było zimno, ja
nie chciałam- dziewczyna nie przerywała szybko wypowiadanego monologu,
zaczynając coraz bardziej płakać, wypowiadając te same słowa i zdania. Trzęsła
się, a aparatura zaczęła wariować. Nie potrafiłem przyswoić do siebie tych
słów. Ile ona przeszła..przeze mnie? Jak mogłem. Przecież nie chciałem jej
skrzywdzić. Lucky miała racje. Nacisnąłem na przycisk wzywający pielęgniarkę.
Wszystko działo się tak szybko.
- Spokojnie, nie mów
już nic. Jestem z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić nigdy więcej, słyszysz
mnie?- pojedyncza łza, która spłynęła po moim policzku spoczęła na ciele
kruchej dziewczyny. Trzymałem ją za rękę przykuty do jej łóżka. Liczyła się
tylko ona. Głaskałem jej głowę, gdy wciąż powtarzała "zgwałcili mnie, ja
się bałam, ja nie chciałam, było ciemno, było zimno, nie dotykaj mnie, zostaw
mnie, nie dotykaj!" jej płacz bolał, ranił mnie, ale to nie było istotne.
Po czasie dotarła pielęgniarka, która zaraz wyprosiła mnie z sali. Niechętnie
wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
- Zasnęła- niepewnie
zwróciłem się do Liama, który właśnie masował plecy ukochanej -
chyba...-dodałem po chwili, mając nadzieję, że mi uwierzy. Dziewczyna w ogóle
nie chciała ze mną rozmawiać, ale końcówka przeraziła mnie. Wiedziałem jedno,
tym ludziom, nie ujdzie to na sucho. Przez nich nie mogę jej pomóc, przytulić
jej nic. Brakuje mi jej dotyku. Jej brakuje poczucia bezpieczeństwa, poczucia
własnej wartości, którą ciężko było zbudować, po śmierci rodziców, czy nie
przeszła już wystarczająco dużo?! Odpychała mnie za każdym razem, gdy chciałem
ją pocieszyć lub przytulić, nic nie działało. Na szpitalnym korytarzu panował
spokój, zupełnie inaczej niż w mojej głowie, gdzie chaos nie potrafił znaleźć
ujścia. Ująłem twarz w swoje ręce, siedząc na szpitalnym krześle na korytarzu.
Co mogłem zrobić? Zabić ich, ale przecież to nie wróci tego co się stało.
LIAM:
Kiedy szedłem do szpitala, spotkałem Lucky
tuż przy kawiarni, obok szpitala, gdzie leżała Cheryl. Jedno imię nasuwało mi
się na język- Louis. Miał się nią zajmować, a tu proszę. Byłem ciekawy gdzie
jest i co robi. Te myśli jaki i inne krążyły w mojej głowie, gdy czekaliśmy
wraz z Luck przed salą w szpitalu na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia
Cheryl. Zerknąłem na moją ukochaną. Była blada, zmęczona i miała zapuchnięte
oczy od płaczu. Nie umiałem pocieszyć narzeczonej w żaden sposób, przez co
czułem się bezradny. Kochałem Lu tak bardzo, a nie mogłem jej uszczęśliwić.
Cały czas czule ją obejmowałem, aż w końcu z pokoju wyszedł Harry. Usiadł obok
Lucky na plastikowym krześle, więc bez problemu mogłem wyjść na dwór, aby
porozmawiać z Lou. Wstałem, po czym ucałowałem Malik w czoło. Zszedłem po
schodach, następnie kierując się prosto korytarzem, było tam niezwykle
spokojnie. Wyszedłem na świeże powietrze. Wyjąłem telefon z kieszeni i
wykręciłem numer do przyjaciela.
- Cześć Lou? Jest
może obok ciebie Lucky?- spytałem znając wiedząc, że nie dowiem się prawdy,
gdyż ona była ze mną, jednakże byłem ciekawy co wymyśli.
- Witaj
przyjacielu. Ona jest... w łazience, bo przecież
jest w domu ...- powiedział na jednym tchu. Nigdy nie potrafił kłamać, a ja
ledwie powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Po czym zacząłem
- A to ciekawe. Bo
właśnie jest razem ze mną w szpitalu przyjacielu- z ogromnym uśmiechem na ustach
czekałem co jeszcze wymyśli
- Wydaje ci się na
pewno, jest koło mnie. Zajebiste marchewki, wiesz. Wracając do sprawy, jak ci
ktoś tak powiedział to są to tylko pomówienia, zero prawdy stary.- zaczął się
bronić, lecz bez skutku.
- Louis czy ty się z
marchewką na mózg pozamieniałeś idioto?!- w końcu wybuchłem, ponieważ nie
wytrzymałem z nerwów. Miał jej pilnować, a nie wpierdalać zapasy marchwi.
- Poszła na spacer,
nic takiego się nie stało. Poza tym to marchewka nie ma mózgu- nie widział nic
złego w całej sprawie, ale ja się o nią martwiłem.
- Wiesz, następnym
razem pomyśl stary. Czasami zastanawiam się czy istnieje on u ciebie. Narazie.
- rozłączyłem rozmowę i włożyłem telefon do kieszeni. Ponownie przemierzyłem
korytarz i schody, pojawiając się tuż obok Lucky i Harry'ego. Narzeczona
dyskutowała zawzięcie z bokserem. Podszedłem do nich, a wszelki oznaki rozmowy
ucichły. Włożyłem płaszcz na ciało Luck i objąłem ją ramieniem.
- Harry, my jedziemy.
Lu musi się przespać. Jedziesz z nami? Wrócimy tu jutro
- Nie, nie jadę.
Zostanę jeszcze. Dobranoc- zwrócił się do mnie, po czym wygodnie ułożył się na
dwóch plastikowych krzesełkach, a ręce podparł za głową.
- Trzymaj się.
Przywieźć ci jakieś rzeczy?- zapytałem, chcą pomóc mu jakoś, wiedziałem, że
bardzo się martwi.
- Nie trzeba. Cześć -
zakończył konwersację, a my ruszyliśmy w drogę do domu. Nie mogłem doczekać się
Lucky leżącej w moich objęciach, uroczo zasypiającej, jak nie winny aniołek...
HARRY:
Siedziałem rozłożony na dwóch szpitalnych
krzesłach, czekając aż pielęgniarka pozwoli mi zobaczyć Cher. Powoli zaczynałem
oddawać się krainie snu. Wtem drzwi od jej pokoju uchyliły się, a zza nich
wyszła pielęgniarka.
- Pan Harry?-
zapytała, trzymając w ręku teczkę z zapisanymi na niej kartkami.
- Tak, tak to ja. Co
z Cher?- pytałem dziewczynę, po czym stałem. Znajdowałem się tuż przed kobietą,
czekając na odpowiedź.
- Jej stan jest
stabilny. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Może ją pan odwiedzić, ale proszę nie
długo- jak to nie mogła mi nic więcej powiedzieć?! Kurwa dlaczego nie mogła?!
Nie chciałem robić awantury, tylko móc być przy niej tu i teraz, na zawsze.
Szepnąłem ciche dziękuje i wszedłem do sali. Leżała. Spała. Aparatura, do
której była podłączona pracowała jak należy. Podszedłem do ciała dziewczyny, które
spoczywało na szpitalnym łóżku. Usiadłem na krzesło tuż obok modelki. Ująłem
jej dłoń. którą kilka razy musnąłem. Podniosłem się i złożyłem delikatny
pocałunek na policzku Edwards. Brakowało mi tego. Jej ciała, jej dotyku, jej
osoby. Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek. Musiałem zachować ciszę, by nie
zbudziła się i nie zabrała swojej dłoni. Położyłem głowę na łóżku, lekko
ocierając o jej biodro. Oddałem się w krainę Morfeusza... i wtedy coś
przeszkodziło!
KOCHANI!
Meeega dzięki za te 15
kom <3 Potraficieee :) więc tak jak obiecałyśmy w weekend pojawi się także
kolejny rozdział, może jutro może w niedziele :*
A teraz kilka informacji :
1. Jesteście kochani, niesamowici i wszystko wszystko <3
2. Prosimy, abyście prośby o kolejny rozdział pisali na
ask.fm w pytaniach, gdzie również możecie zapytać się, kiedy on będzie<
odpowiedź zostanie udzielona baardzo baardzo szybko>
3. Jakiekolwiek wątpliwości, niejasności również zachęcamy
pisać na ask.fm
4. Jeżeli macie pytanka do bohaterów, lub chcecie im coś
przekazać, pouczyć czy pomęczyć Hazzę, jak to się najczęściej zdarza :D także
na http://ask.fm/TimeIsaSecret
SERDECZNIE ZACHĘCAMY DO KORZYSTANIA Z NIEGO <3
wystarczy wpisać w miejsce kropek (...) imię bohatera np
(Harry), abyśmy wiedziały do kogo kierowane jest pytanie lub stwierdzenie :)
Jeżeli pytanie kierujecie do nas< autorek> po prostu
napiszcie to co chcecie <3
Jeszcze raz wieeeeelkie dzięki nasi najukochańsi za
komentarze :*
może powiększymy się jeszcze?
Ile komentarzy dacie radę napisać, więcej niż 15? Zobaczymy
<3
jeżeli pojawiły się błędy to serdecznie przepraszamy