piątek, 26 września 2014

Rozdział 26

                  26. Jestem sam w swoim bólu      
 *koniecznie przeczytajcie info pod rozdziałem  

* * *

CHERYL:

   Leżałam na łóżku w nieznanym mi pomieszczeniu. Nie rozpoznałam go na początku, lecz po pewnym czasie zorientowałam się, że był to pokój szpitalny. Wydawał mi się tak odległy, dziwny. Inny niż pomieszczenie, w którym znajdowałam się jeszcze wczoraj. Nie wiedziałam, że tak szybko można przyzwyczaić się do innego życia jak i warunków. Jak oni mogli mi to zrobić? Nie mogę dojść do siebie. Nie chcę odtrącać każdego, z powodu ... Nie chciałam nikogo widzieć … Niestety moja nadzieja zatonęła, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyły się, a moim oczom ukazał się chyba Harry. Tak mi się wydaje, że to jego imię.. Nie chciałam pamiętać, kochałam go, ale teraz już nic nie jest ważne. Nie miałam ochoty się z nim widzieć, a tym bardziej rozmawiać.
-Hej księżniczko, jak się czujesz? – zapytał Styles. Nawet nie zareagowałam. W dalszym ciągu leżałam na boku. -Hej -burknęłam prawie niesłyszalnie, niemalże szepcząc. Poczułam ciepły dotyk na swoim ramieniu.  Nie zareagowałam tym razem. Po chwili jednak, jego dłoń wylądowała na moich plecach, kreśląc na nich delikatne kółka.
- Nie dotykaj mnie!- powiedziałam podniesionym tonem, czując jak automatycznie cała jestem spięta. Jednak Harry nie przestawał.
- Nie dotykaj mnie do chole-eery!- wykrzyczałam przez płacz. Moje oczy natychmiast zatonęły we łzach. Przyłożyłam dłonie to twarzy, zaczynając coraz bardziej i bardziej płakać. Czułam się okropnie, nienawidziłam siebie, tego wszystkiego, dochodził tam jeszcze Harry...
- Cheryl opowiedz mi, proszę cię- spokój, aż rozniósł się po całym pomieszczeniu. Miotałam się po całym łóżku, nie mogąc powstrzymać płaczu. Wszystko mnie przerażało. Dalej nic nie powiedziałam. Kochałam go. Martwił się, nie mógł, ale to robił. Po co? Po czasie coś we mnie pękło, poczułam się okropnie...

 HARRY:

   Bałem się. Po prostu się bałem. Nie miałem pojęcia co robić. Jedyne co przyszło mi na myśl to przytulić ją do siebie najmocniej jak tylko potrafię i nie puszczać mimo wszystko. Nie zrobiłem tak. Nic wbrew jej woli, ale ból, z którym musiałem się zmagać, podczas jej płaczu i boleści był nie do opisania.
- Opowiedz. Cheryl muszę wiedzieć kochanie- powtórzyłem wcześniej wypowiedziane słowa, które nieco przekształciłem. Moja Cher podniosła się do pozycji siedzącej, okryła się bardziej kołdrą, po czym zaszlochała kilka razy. Jej dłoń powędrowała do twarzy, którą przetarła, po czym ujęła w obie kończyny twarz, zasłaniając się włosami. Siedziała tak jakiś czas. Wróciła do pozycji leżącej, wpatrując się w sufit, była bardzo skupiona, tak mi się wydawało. Pomyślałem, że to bez sensu, straciłem ją. Powoli zaczynałem się podnosić, z myślą poproszenia do niej lekarza.
- Zgwałcili mnie, oni mnie zgwałcili, ja nie chciałam tego, dlaczego oni to zrobili, oni mnie zgwałcili, tak bardzo się bałam, nie chciałam tego, było ciemno, było zimno, ja nie chciałam- dziewczyna nie przerywała szybko wypowiadanego monologu, zaczynając coraz bardziej płakać, wypowiadając te same słowa i zdania. Trzęsła się, a aparatura zaczęła wariować. Nie potrafiłem przyswoić do siebie tych słów. Ile ona przeszła..przeze mnie? Jak mogłem. Przecież nie chciałem jej skrzywdzić. Lucky miała racje. Nacisnąłem na przycisk wzywający pielęgniarkę. Wszystko działo się tak szybko.
- Spokojnie, nie mów już nic. Jestem z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić nigdy więcej, słyszysz mnie?- pojedyncza łza, która spłynęła po moim policzku spoczęła na ciele kruchej dziewczyny. Trzymałem ją za rękę przykuty do jej łóżka. Liczyła się tylko ona. Głaskałem jej głowę, gdy wciąż powtarzała "zgwałcili mnie, ja się bałam, ja nie chciałam, było ciemno, było zimno, nie dotykaj mnie, zostaw mnie, nie dotykaj!" jej płacz bolał, ranił mnie, ale to nie było istotne. Po czasie dotarła pielęgniarka, która zaraz wyprosiła mnie z sali. Niechętnie wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
- Zasnęła- niepewnie zwróciłem się do Liama, który właśnie masował plecy ukochanej - chyba...-dodałem po chwili, mając nadzieję, że mi uwierzy. Dziewczyna w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać, ale końcówka przeraziła mnie. Wiedziałem jedno, tym ludziom, nie ujdzie to na sucho. Przez nich nie mogę jej pomóc, przytulić jej nic. Brakuje mi jej dotyku. Jej brakuje poczucia bezpieczeństwa, poczucia własnej wartości, którą ciężko było zbudować, po śmierci rodziców, czy nie przeszła już wystarczająco dużo?! Odpychała mnie za każdym razem, gdy chciałem ją pocieszyć lub przytulić, nic nie działało. Na szpitalnym korytarzu panował spokój, zupełnie inaczej niż w mojej głowie, gdzie chaos nie potrafił znaleźć ujścia. Ująłem twarz w swoje ręce, siedząc na szpitalnym krześle na korytarzu. Co mogłem zrobić? Zabić ich, ale przecież to nie wróci tego co się stało.

LIAM:
  Kiedy szedłem do szpitala, spotkałem Lucky tuż przy kawiarni, obok szpitala, gdzie leżała Cheryl. Jedno imię nasuwało mi się na język- Louis. Miał się nią zajmować, a tu proszę. Byłem ciekawy gdzie jest i co robi. Te myśli jaki i inne krążyły w mojej głowie, gdy czekaliśmy wraz z Luck przed salą w szpitalu na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Cheryl. Zerknąłem na moją ukochaną. Była blada, zmęczona i miała zapuchnięte oczy od płaczu. Nie umiałem pocieszyć narzeczonej w żaden sposób, przez co czułem się bezradny. Kochałem Lu tak bardzo, a nie mogłem jej uszczęśliwić. Cały czas czule ją obejmowałem, aż w końcu z pokoju wyszedł Harry. Usiadł obok Lucky na plastikowym krześle, więc bez problemu mogłem wyjść na dwór, aby porozmawiać z Lou. Wstałem, po czym ucałowałem Malik w czoło. Zszedłem po schodach, następnie kierując się prosto korytarzem, było tam niezwykle spokojnie. Wyszedłem na świeże powietrze. Wyjąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do przyjaciela.
- Cześć Lou? Jest może obok ciebie Lucky?- spytałem znając wiedząc, że nie dowiem się prawdy, gdyż ona była ze mną, jednakże byłem ciekawy co wymyśli.
- Witaj przyjacielu.  Ona jest... w łazience, bo przecież jest w domu ...- powiedział na jednym tchu. Nigdy nie potrafił kłamać, a ja ledwie powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Po czym zacząłem
- A to ciekawe. Bo właśnie jest razem ze mną w szpitalu przyjacielu- z ogromnym uśmiechem na ustach czekałem co jeszcze wymyśli
- Wydaje ci się na pewno, jest koło mnie. Zajebiste marchewki, wiesz. Wracając do sprawy, jak ci ktoś tak powiedział to są to tylko pomówienia, zero prawdy stary.- zaczął się bronić, lecz bez skutku. 
- Louis czy ty się z marchewką na mózg pozamieniałeś idioto?!- w końcu wybuchłem, ponieważ nie wytrzymałem z nerwów. Miał jej pilnować, a nie wpierdalać zapasy marchwi.
- Poszła na spacer, nic takiego się nie stało. Poza tym to marchewka nie ma mózgu- nie widział nic złego w całej sprawie, ale ja się o nią martwiłem.
- Wiesz, następnym razem pomyśl stary. Czasami zastanawiam się czy istnieje on u ciebie. Narazie. - rozłączyłem rozmowę i włożyłem telefon do kieszeni. Ponownie przemierzyłem korytarz i schody, pojawiając się tuż obok Lucky i Harry'ego. Narzeczona dyskutowała zawzięcie z bokserem. Podszedłem do nich, a wszelki oznaki rozmowy ucichły. Włożyłem płaszcz na ciało Luck i objąłem ją ramieniem.
- Harry, my jedziemy. Lu musi się przespać. Jedziesz z nami? Wrócimy tu jutro
- Nie, nie jadę. Zostanę jeszcze. Dobranoc- zwrócił się do mnie, po czym wygodnie ułożył się na dwóch plastikowych krzesełkach, a ręce podparł za głową.
- Trzymaj się. Przywieźć ci jakieś rzeczy?- zapytałem, chcą pomóc mu jakoś, wiedziałem, że bardzo się martwi.
- Nie trzeba. Cześć - zakończył konwersację, a my ruszyliśmy w drogę do domu. Nie mogłem doczekać się Lucky leżącej w moich objęciach, uroczo zasypiającej, jak nie winny aniołek...
HARRY:

 Siedziałem rozłożony na dwóch szpitalnych krzesłach, czekając aż pielęgniarka pozwoli mi zobaczyć Cher. Powoli zaczynałem oddawać się krainie snu. Wtem drzwi od jej pokoju uchyliły się, a zza nich wyszła pielęgniarka.
- Pan Harry?- zapytała, trzymając w ręku teczkę z zapisanymi na niej kartkami.
- Tak, tak to ja. Co z Cher?- pytałem dziewczynę, po czym stałem. Znajdowałem się tuż przed kobietą, czekając na odpowiedź.
- Jej stan jest stabilny. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Może ją pan odwiedzić, ale proszę nie długo- jak to nie mogła mi nic więcej powiedzieć?! Kurwa dlaczego nie mogła?! Nie chciałem robić awantury, tylko móc być przy niej tu i teraz, na zawsze. Szepnąłem ciche dziękuje i wszedłem do sali. Leżała. Spała. Aparatura, do której była podłączona pracowała jak należy. Podszedłem do ciała dziewczyny, które spoczywało na szpitalnym łóżku. Usiadłem na krzesło tuż obok modelki. Ująłem jej dłoń. którą kilka razy musnąłem. Podniosłem się i złożyłem delikatny pocałunek na policzku Edwards. Brakowało mi tego. Jej ciała, jej dotyku, jej osoby. Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek. Musiałem zachować ciszę, by nie zbudziła się i nie zabrała swojej dłoni. Położyłem głowę na łóżku, lekko ocierając o jej biodro. Oddałem się w krainę Morfeusza... i wtedy coś przeszkodziło!

 KOCHANI!
 Meeega dzięki za te 15 kom <3 Potraficieee :) więc tak jak obiecałyśmy w weekend pojawi się także kolejny rozdział, może jutro może w niedziele :*
A teraz kilka informacji :
1. Jesteście kochani, niesamowici i wszystko wszystko <3
2. Prosimy, abyście prośby o kolejny rozdział pisali na ask.fm w pytaniach, gdzie również możecie zapytać się, kiedy on będzie< odpowiedź zostanie udzielona baardzo baardzo szybko>
3. Jakiekolwiek wątpliwości, niejasności również zachęcamy pisać na ask.fm
4. Jeżeli macie pytanka do bohaterów, lub chcecie im coś przekazać, pouczyć czy pomęczyć Hazzę, jak to się najczęściej zdarza :D także na http://ask.fm/TimeIsaSecret
SERDECZNIE ZACHĘCAMY DO KORZYSTANIA Z NIEGO <3
wystarczy wpisać w miejsce kropek (...) imię bohatera np (Harry), abyśmy wiedziały do kogo kierowane jest pytanie lub stwierdzenie :)
Jeżeli pytanie kierujecie do nas< autorek> po prostu napiszcie to co chcecie <3
Jeszcze raz wieeeeelkie dzięki nasi najukochańsi za komentarze :*
może powiększymy się jeszcze?
Ile komentarzy dacie radę napisać, więcej niż 15? Zobaczymy <3

jeżeli pojawiły się błędy to serdecznie przepraszamy

6 komentarzy: