środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 3

 *Informacje-proszę sprawdź
                                                          3.Przeszłość
 HARRY:
   Dasz z siebie wszystko, na pewno ci się uda. Okej, on biegnie, w bok, w prawo, w lewo...i...cios. W myślach ciągle powtarzałem te słowa. Jutrzejsza walka, muszę ją wygrać. Całe miesiące ćwiczyłem do niej, więc muszę dać radę. Od rana na ringu, każdy dzień praktycznie taki sam. Stałem sobie na końcu ringu i czekałem na przeciwnika. Jeszcze 30 minut zanim się pojawi. Postanowiłem zejść po schodkach i udać w stronę przebieralni. Szedłem wolnym krokiem. Gdy dotarłem na miejsce od razu dostrzegam moją torbę. Zaglądnąłem do niej i wyjąłem butelkę wody. Otworzyłem ją i upiłem łyk chłodnej cieczy. Trzymając plastikową butelkę z zawartością powoli schyliłem się ku torbie i wyjąłem mój telefon, odblokowałem go. Były tam dwie wiadomości. Pierwsza od Louisa:
"O której dzisiaj walczysz? I w ogólne gdzie ty jesteś? Odezwij się", a druga od Gemmy : "Harry proszę cię nie bierz udziału w tej walce, to jest nielegalne! Martwię się o ciebie" . Odpisałem Louisowi na jego wiadomość i wszystko po kolei wytłumaczyłem. A teraz Gemma. No właśnie Gem. Dawno jej nie widziałem, można powiedzieć, że nawet tęsknię, ale czy do końca. Zawsze kochałem własną siostrę, dbałem o jej bezpieczeństwo. Pamiętam jak bała się ojca. Kiedy tylko nadużywał alkoholu, bardzo dużo krzyczał, troszczyłem się wtedy o nią. Ojciec, tak właśnie, to wszystko jego wina. Teraz mogłoby być inaczej, rodzina, poukładane sprawy,ale nie jest. Kiedy tylko pomyślę o nim, zaraz w mojej głowie plączą się rzędy wspomnień...mama...
-Harry!-nagle rozległ się głośny krzyk. Zablokowałem telefon i wrzuciłem do torby zasuwając zamek. Wybiegłem z przebieralni i ujrzałem swojego trenera, który rozmawia z Louisem. Co on tu robi do cholery?!
-Louis? Co ty tu robisz?- zapytałem  z nie dowierzaniem.
-Rozmawiałem z Gemmą...-powiedział Lou z pełną powagą. Moje oczy nabrały gigantycznych rozmiarów. Czułem jak dłonie zaciskają się w pięści i lekko unoszą do góry. Szarpnąłem koszulkę chłopaka i podniosłem go za nią nad sobą. Byłem tak wściekły, że nie potrafiłem panować nad emocjami.
-Dlaczego ty z nią rozmawiałeś, co? Kurwa pytam się!- krzyczałem. Moja furia była nie do opisania, jednak poczułem w sobie delikatne ukłucie,  które podpowiada, że muszę się opanować. Puściłem koszulkę kolegi, a on automatycznie opadł na dół, uderzając o ziemię całym ciałem. Odszedłem na bok. Co to było?! Zawsze jest kiedy czuje w sobie gniew. Moje myśli zaczęły uciekać w każdą stronę. Nie potrafiłem sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdybym go nie puścił. Spojrzałem w bok i ujrzałem jak wszyscy pomagają mu wstać, podszedłem powoli.
-Louis, ja...przep...ja nie chciałem-nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Było mi głupio, że rzuciłem się na własnego kumpla, który tylko chciał przekazać coś od mojej siostry, która się martwi o mnie. Nie! Po co się martwi, teraz?! Nie potrzebuje jej, chce tylko, aby była bezpieczna. Tak obiecałem.
-Nic się nie stało takiego, po prostu cię stary poniosło i ty weź się ogarnij lepiej!-Krzyknął donośnie Louis. Nie spodziewałem się niczego innego po nim. Też bym tak postąpił. No dobra, nie tak. Wyjebałbym. Skinąłem tylko głową i poszedłem na siłownie. Spędziłem tam większość dzisiejszego dnia. Biegałem na bieżni,  podnosiłem ciężary, zmęczyłem się trochę. Po ukończonym przeze mnie "torze przeszkód" pobiegłem do szatni. Wyjąłem czystą białą koszulkę, z dekoltem wyciętym w serek i obcisłe czarne spodnie oraz żel. Wszedłem pod prysznic, aby odświeżyć się. Potem założyłem wcześniej wybrane ubrania, resztę schowałem z powrotem do torby, którą zapiąłem i zarzuciłem na ramię. Wyszedłem z budynku kierując się do mojego samochodu. Gdy dotarłem do niego, na tylne siedzenie wrzuciłem torbę. Zamknąłem drzwi i pokierowałem się na miejsce kierowcy. Usiadłem wygodnie i podniosłem Iphone do ręki. Wysłałem sms do Lousia, zawiadamiając go, że dzisiaj idziemy do klubu"Neon Lights" o 22. Był to mój ulubiony klub. Po chwili zaraz uzyskałem odpowiedź, że zgadza się i będzie już tam na mnie czekał. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym odpaliłem czarnego Range Rovera i ruszyłem do domu.

CHERYL:
  Każdy dzień zapowiada się tak samo jak zawsze, od godz 13.Siedziałam sobie na kanapie, byłam już sama, bo Bradley poszedł do pracy, a Charlie do szkoły. Skończyłam pić poranną kawę. Telewizor dalej huczał, więc postanowiłam go wyłączyć. Ze złością wzięłam pilot i przycisnęłam czerwony guziczek. Obraz zniknął, a odbiornik umilkł. Wstałam i odniosłam kubek do zlewu, po czym ruszyłam do mojego pokoju. Otworzyłam ostatnią szufladę mojej komody i wyjęłam paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Podpaliłam jednego i wychyliłam się przez okno, aby dym nie roznosił się po całym pokoju. Skończyłam, więc wzięłam kolejnego i również zapaliłam. Tak samo stało się z trzema innymi. Bardzo nie lubię tego robić, ale...nawet nie wiem czemu. Po prostu palę. Cały czas myślę, o tym czy nie powinnam posłuchać słów Brada. Terapeutka wyciągnęła mnie z brania narkotyków, bynajmniej w dużym stopniu, czy teraz też by mi pomogła? Nie! Nigdy tam nie pójdę. Rozum i podświadomość toczą ciągłą walkę w mojej głowie. Otrząsnęłam się i postanowiłam schować z powrotem to diabelstwo tam, gdzie było wcześniej. Zamknęłam szufladę i położyłam się na łóżko. Leżałam i rozmyślałam o tym, co byłoby gdybym była normalna, jak każdy, jak toczyło by się teraz moje życie. Miałabym wszystkich, kochających rodziców...rodzice. Z moich oczu skapywały krople łez, które spływały delikatnie po moich policzkach. Ten ból, ból, który nigdy nie ustąpi. Z transu otrząsnął mnie dźwięk mojego telefonu. To niemożliwe pomyślałam, przecież nikt nie ma mojego numer, tylko z 6 osób. Zaczęłam panikować, gdyż na ekranie wyświetlił się nie znajomy mi numer. Podniosłam komórkę do ręki i kliknęłam na zieloną słuchawkę.
-Ha-alo?-zapytałam nie pewnie.
-Czy pani Cheryl Edwards?-spytał nie znajomy mi męski głos.
-Tak, przy telefonie. Z kim rozmawiam?-skąd on zna moje imię?
-O cześć, tu David, jestem szefem firmy "Top Secret", słyszałem, że jesteś naprawdę uzdolniona-ciągnął bardzo radośnie.
-ja, uzdolniona? o co chodzi?- nie byłam do końca przekonana czy ktoś nie robi sobie ze mnie żartów.
-Aa, to ty nie wiesz o niczym. A więc, długa historia w ogóle. Liam i Lucky powiedzieli, że nadawałabyś się naszą modelkę, która jest nam aktualnie bardzo, bardzo potrzebna-wypowiedział się.
-Ja, na modelkę?! Jak miałam kilka lat może wystąpiłam w trzech czy czterech konkursach, ale żadnych profesjonalnych, co oni nagadali?-nie wiedziałam sama co powiedzieć, trochę mnie zatkało.
-Słuchaj, potrzeba mi modelki na zaraz, a w sumie to na za dwa dni, bierzesz to?! proszę cię-David wydawał się być bardzo stanowczy, ale też spokojny, a ja postanowiłam to wykorzystać i trochę się z nim po drażnić.
-A jak bardzo potrzebujesz?-słodko zadałam pytanie
-No bardzo, bardzo. Spotkajmy się jutro u mnie w biurze i tam porozmawiamy na spokojnie-stwierdził neutralnie.
-Hmm, no nie wiem. Zastanowię się jeszcze.-kpiłam sobie z niego lecz wewnątrz mnie szalał huragan szczęścia
-No kobieto no! - usłyszałam piskliwy głosik mężczyzny, który brzmiał bardzo zabawnie.
-Dobrze, będę o 12. Pasuje?-niestety już nie było mi do śmiechu, moje humorki wzięły górę i tylko czekałam, aż powie coś, a ja wybuchnę na niego z wielkim krzykiem.
-Tak, jak najbardziej. Do jutra.-powiedział i zakończył rozmowę. Odłożyłam Iphone i rozłożyłam się na łóżku. Mam najlepszych przyjaciół na świecie, pomyślałam od razu, wykrzykując te słowa w sobie. Nie mogłam w to uwierzyć, a miało być dzisiaj tak beznadziejnie. Wzięłam telefon z powrotem do ręki i szybko napisałam sms do Liama i Lucky z ogromnymi podziękowaniami. Dzwonek do drzwi. Pobiegłam na dół i szybko przekręciłam klucz w zamku otwierając je na oścież. Stała tam moja siostra, która miała na swojej twarzy ogromny uśmiech widząc mnie radosną. Przytuliła się do mnie szybko, a ja w między czasie zamknęłam drzwi.
-Coś się stało Cher?-popatrzała na mnie i przymknęła oczy.
- Jak wszystko dobrze pójdzie, to twoja siostra zostanie modelką!-podkreśliłam ostatnie słowo głośniejszym tonem.
-Co?! Jak to, naprawdę?!-uradowana dziewczyna wykrzykiwała śmiejąc się, a jej głos rozchodził się po całym pomieszczeniu. Kiwnęłam twierdząco głową. Usiadłyśmy na kanapie. Zaczęłam opowiadać wszystko po kolei, a ona uważnie mnie słuchała.
-Tylko nic nie mów Bradowi, dobrze Charlie?-przestrzegłam delikatnie. Machnęła głową, co oznaczało, że zrozumiała.
-A rodzice...-chciała dokończyć, ale nie pozwoliłam jej.
-Charlie nie, idź zrobić lekcje, a ja zrobię ci coś do picia. Wstałam i udałam się do kuchni. Tam zaczęłam przygotowywać napoje.

HARRY:
 21.30 muszę wychodzić, powiedziałem w myślach. Byłem ubrany w białą koszulkę i czarne rurki, więc zarzuciłem tylko ciemną bluzę na siebie i ubrałem conversy. Wyszedłem z domu. Specjalnie nie pojechałem autem, bo wiedziałem, że trzeźwy to ja nie wrócę. Szybkim krokiem podążałem do klubu. Gdy dotarłem na miejsce zauważyłem Louisa, który już na mnie czekał. Podszedłem do niego. Uśmiechnęliśmy się lekko do siebie i weszliśmy na imprezę. W środku czuć było zapach alkoholu i widać było upitych ludzi, którzy krztusili się własnymi napojami. No Styles, ty też tak będziesz wyglądał, pomyślałem. Usiedliśmy wspólnie przy barze i zamówiliśmy sobie drinki.
-Co chciała Gemma?-zapytałem, nie do końca przekonany do swojego tonu.
-Martwi się o ciebie i tęskni-powiedział, po czym upił łyk napoju. Mój mózg zaczął przyswajać słowo, po słowie. Jak to tęskni, przecież, po tym co jej zrobiłem. Jak może się o mnie martwić. Zostawiłem ją, gdy mnie potrzebowała. Moje myśli były wszędzie. Uświadomiłem sobie, że...muszę wypić coś jeszcze. Poprosiłem o kilka kieliszków czystej wódki. Wypiłem wszystkie, jedno, po drugim. Zamówiłem kolejne. Jakaś dziewczyna podeszła do mnie,więc piłem razem z nią, a potem czułem, że coraz bardziej tracę świadomość. W końcu odleciałem...

5 komentarzy: