wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 33

                     33. Nic

HARRY:
 Dziewczyna stała jak wryta, patrząc w stronę okna, obrócona do mnie plecami. Powoli jej ręka zaczęła opadać, gdy zakończyła rozmowę. Telefon spadł na ziemię, a ona ani drgnęła. Dłońmi otuliła swoje ciało. Nie miałem pojęcia jak zareagować, siedziałem jak palant na łóżku.
- Cheryl?- niepewnie spytałem, nie wiedząc o co chodzi.Zacząłem podnosić się z miejsca, gdy odwróciła się w moją stronę. Jej oczy były jak kryształowa tafla, całe załzawione. Podszedłem do dziewczyny i otuliłem jak najczulej tylko umiałem to zrobić. Odchyliłem jej głowę od mojego ramienia i spojrzałem w oczy. Spojrzenie miała przepełnione bólem, smutkiem, niedowierzaniem, nieufnością. Nie trwało to jednak długo, gdyż siedziała już na łóżku, a ja po raz kolejny stałem tym razem jak palant.
- Jedziemy do szpitala- rzekła Cher, uraniając łzę. Wzięła czyste ubrania, które złożone były na komodzie, po czym założyła je. Zrobiłem to samo. Trwaliśmy w ciszy, jedyne co można było usłyszeć to cichutkie łkanie dziewczyny. Mieliśmy już wychodzić...
- Cheryl co się stało? Kochanie martwię się- nie mogłem dłużej czekać, mimo iż moment, który wybrałem nie był właściwy.
- Straciłam ich, ale to ostatnio normalne- była niezwykle spokojna, mimo łez w oczach. Sumienie zaczęło przebijać moje serce, co się takiego stało. Sam ją zawiodłem przez Rose, to była jej wina. Co chwila ją coś spotyka. Bez namiętnie ruszyłem do samochodu tuż na Cher. Podróż przebiegła bezgłośnie, nikt z nas nie wydobył żadnego dźwięku, z wyjątkiem silnika samochodowego. Po około dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Wokół budynku stało mnóstwo radiowozów policji i karetki. Cher wybiegła z auta, podążając w stronę całego zamieszania. Szybko zaparkowałem auto i pobiegłem za nią. Stałem obok ukochanej, gdy rozmawiała z lekarzem.
- Pani jest rodziną? A ten pan kim jest?- spytał sanitariusz.
- Tak jestem rodziną, aaa too..- nie wiedziała co odpowiedzieć
- Jestem jej m-mę-mężem, tak właśnie- ale się wkopałem...
- Dobrze, więc bardzo mi przykro, ale nic nie mogliśmy zrobić
- Co z nią? - Cher toczyła rozmowę z lekarzem, gdy ja stałem jak kołek przyglądając się obojgu, w dalszym ciągu nie mając o niczym pojęcia.
- Kilka złamań, zatarć, krwotok, który udało nam się zatamować, więcej dowie pani się od ordynatora. Najszczersze kondolencje- skończył, po czym przytulił Cher, która zaraz odwróciła się do mnie płacząc i wtulając w moje ramię.
- Nie ma go, Brad odszedł
Po tych słowach, jakbym dostał w łeb metalową pałką.
- Kochanie, co z Charlie?
- Ma operację, pójdę do niej.
- Trzymaj się skarbie, muszę pojechać w pewne miejsce zaraz wrócę, nie gniewaj się. -Kiwnęła głową, po czym ruszyła do ogromnego budynku. Ja natomiast na miejsce całego zdarzenia.
*   *   *
Stałem pod drzwiami nie wiedząc czego mam się spodziewać. Nie pokój obejmował mnie całego. Niespodziewanie przed moimi oczami pojawiła się Lucky. Była zapłakana i nie wyglądała korzystnie. Spojrzała na mnie wymownie i cofnęła się w głąb mieszkania dając do zrozumienia, że mam wejść za nią. Przeszedłem przez próg kierując się do salonu. Zastałem ją tam siedzącą na kanapie i oglądającą jakiś denny program w telewizji.
- Po co przyszedłeś? Chcesz mi coś powiedzieć? No mów, że jestem samolubna, idiotyczna, nie czuła. Prawda. Ulży ci. W końcu skrzywdziłam twoją biedną Cher.- w jej głosie słyszałem pogardę. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Wyłączyła telewizor skupiając całą uwagę na mnie.
- Nie obchodzi mnie o co się pokłóciłaś z Cheryl. To są wasze sprawy. Mamy teraz większy problem. Charlie i Brad mieli wypadek. On zginął na miejscu, a mała walczy w szpitalu.- wyrzuciłem z siebie te wszystkie złe informacje. Wpatrywała się we mnie, a ja nie byłem pewien czy dotarły do niej wszystkie wypowiedziane słowa. Wstała ze swojego miejsca i zaczęła nerwowo chodzić po całym mieszkaniu. Mruczała coś pod nosem i mógłbym pomyśleć, że oszalała, ale ja ją za dobrze znałem. Wiedziałam, że coś kombinuje.
- Jak to się stało?- spytała zatrzymując się przede mną.
- Uderzyli w drzewo, ale ta sprawa mi śmierdzi. Podsłuchałem jak jeden z policjantów mówi, że podejrzewają przecięcie przewodów hamulcowych.- spojrzałem na nią znacząco. Dokładnie wiedziała o co mi chodzi. Odwróciła wzrok i ponownie spojrzała na mnie.
- Idź do garażu i powiedz Liamowi, że ma jechać do szpitala, a my pojedziemy na miejsce wypadku.- powiedziała i wybiegła z pomieszczenia. Wyszedłem z domu idąc do przyjaciela. Kiedy wszedłem do środka uderzył mnie mocny zapach smarów. Liam nachylał się nad samochodem majstrując coś przy silniku. Podszedłem i uderzyłem go w ramię, a ten uniósł głowę zerkając na mnie.
- Cześć. Co tam?- spytał witając się ze mną.
- Brad nie żyje, a Charlie jest w szpitalu. Musisz tam jechać.- powiedziałem prosto z mostu cały czas patrząc na niego. Gwałtownie zaciągnął powietrze przesuwając ręką po włosach i kładąc ją na swój kark.
- Cholera. Luck i Cher wiedzą?- kiwnąłem głową- A jak czuje się Cheryl? Była strasznie związana z bratem. Musi być zrozpaczona.- powiedział opierając się o maskę samochodu, którą wcześniej zamknął. Przetarł twarz dłońmi  patrząc w przestrzeń.
- Jest jej ciężko, ale trzyma się dla siostry. Szkoda mi jej. Tyle zła ją spotkało- stwierdziłem siadając obok niego. Spędziliśmy tak około  10 minut.
- Znałem go jakieś 4 lata.- jego głos był beznamiętny. Zrozumiałem, że cierpi i nie może w to uwierzyć.
- Muszę po nią iść i wtedy pojadę.- oznajmił kierując się ku wyjściu, ale ja zatrzymałem go ręką.
- Ja ją zabiorę, bo musimy.... zajechać po rzeczy dla Charlie, a tylko ona wie jakie.- wymyśliłem na poczekaniu.
- Aha dobra to ja już pojadę.-mruknął, wsiadł do samochodu i odjechał. Wróciłem do mieszkania gdzie Lucky czegoś szukała. Wszędzie walały się poduszki.
- Co ty robisz?- spytałem z niedowierzaniem.
- Nie mogę znaleźć telefonu.- odburknęła nawet na mnie nie patrząc. Rozejrzałem się wkoło i ujrzałem zgubę na komodzie w korytarzu. Podniosłam i pomachałem nim w stronę siostry.
- Znalazłem- podeszła do mnie i wyrwała mi go z ręki wychodząc z mieszkania. Ruszyłem za nią. Zamknęła drzwi i razem ruszyliśmy do mojego samochodu. Wsiedliśmy i odpaliłem silnik.
Już po chwili wyjeżdżaliśmy z jej przecznicy.
- Wiesz gdzie w ogóle jechać?- spytała grzebiąc coś w telefonie.
- Tak- odpowiedziałem krótko i rzeczowo.- Słuchaj musimy dostać się do ich samochodu i sami to zobaczyć, tylko będzie problem jeśli zabrali już samochód.- stwierdziłem
- O to się nie martw. Na stronie piszą, że samochód czeka na techników, więc jeśli się pośpieszymy to zdążymy.- powiedziała odkładając telefon do torby. Zastanawiałem się czy to dobry pomysł zabierając ze sobą ciężarną kobietę, ale wiedziałem, że bez niej sobie nie poradzę.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Jak on mógł. Groził nam, ale myślałam, że na groźbach się skończy.- wyrwała mnie z zamyślenia. Myślałem dokładnie tak samo. Wiedziałem, że jest gnojem, ale... Oni mu przecież nic nie zrobili. Dojechaliśmy na miejsce. Kiedy wysiedliśmy z samochodu ujrzeliśmy tylko dwóch gliniarzy, którzy razem rozmawialiśmy. Na szczęście się nie spóźniliśmy. samochód dalej stał wbity w drzewo. Dziwiłem się jakim cudem Charlie wyszła z tego żywa.Podszedłem do Lucky, która wpatrywała się w miejsce wypadku. Ustałem obok niej.
- Musisz ich zagadać, a ja podejdę z drugiej strony i spojrzę.- oznajmiłem wyrywając ją z tego dziwnego stanu, Kiwnęła głową na znak, że wszystko rozumie. Zaczęła iść w kierunku policjantów. Nie wiedziałem dokładnie co zamierza zrobić, ale musiałem w nią wierzyć. Nagle zobaczyłem jak upada na ziemie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nareszcie zobaczyłem pozytyw tego, że ją zaangażowałem. Przemknąłem szybko do samochodu. Wszedłem pod niego, aby dokładnie się rozejrzeć. Znalazłem. Przecięty przewód od układu hamulcowego, a zaraz obok blond włos. Zabrałem go i uciekłem do swojego samochodu. Włożyłem go do foliowej torebki i wszedłem do środka zajmując miejsce pasażera tak, aby policjanci myśleli, że Lucky jest sama. Po chwili dołączyła do mnie. Na razie nic do siebie nie mówiliśmy ze względu na gliniarzy. Włączyła silnik i odjechała.
- Co znalazłeś?- od razu spytała nie zwlekając ani chwili dłużej.
- Długi, blond włos zaczepiony o kabel. Wydaje mi się, że wiem czyj on jest.- powiedziałem pokazując go jej.
- Myślisz, że był to dobry pomysł zabierając dowody?- zerknęła na mnie. Ujrzałem niepewność na jej twarzy.  
- Lepiej, żebyśmy my go znaleźli niż oni.- odparłem chowając moją zdobycz do schowka.-
Jedź do szpitala, ale po drodze zajedź po rzeczy dla Charlotte.
*  *  *
Zastaliśmy ich przed salą operacyjną. Ku naszemu zdziwieniu nie byli tam tylko Cheryl i Liam, ale również Naill, Zayn i Louis. Najwyraźniej złe wieści szybko się rozchodzą. Luck podeszła do narzeczonego i obok niego, a ja koło Cher, która od razu przytuliła się do mnie. Wszyscy siedzieliśmy zniecierpliwieni.
- Jak tam wasz mały Liaś?- niespodziewanie odezwał się Zayn. W tonie jego głosu nie słychać było troski tylko kpinę. Zerknąłem na Liama, który nie wytrzymał i rzucił się z pięścmi. Zaczął go okładac. Mimo woli rzuciłem się na pomoc tak samo jak Naill. Odciągnąłem Liama na bok przytrzymując go. To samo uczynił Horan. Zerknąłem w stronę Luck, która zaczęła krzyczeć na ukochanego.
- Co wy kurwa odpierdalacie? Zastanówcie się! To nie czas, ani miejsce, aby się napierdalać jak na ringu!- krzyknął z oburzeniem Niall, co wszystkich szczerze zdziwiło. Każdy wrócił do poprzedniej pozycji. Liam tulił Luck i brzuszek, a Cher wtulała się w mój bark. Dziwiło mnie zachowanie Niall'a, który wydawał się być bardzo przejęty i zdenerwowany całą sytuacją. Pocałowałem czoło mojej księżniczki, którą od raz postanowiłem posadzić na swoich kolanach. Tak oczywiście zrobiłem. Miałem na rękach, a raczej na kolanach całe swoje szczęście i to, co trzyma mnie na ziemi. Głaskałem jej włosy, gdy dziewczyna bawiła się zamkiem od mojej kurtki. Wnet lekarz i trzy całkiem ładne pielęgniarki wyszli z sali. 
- Mam kilka informacji... 

Kochani! Najkochańsi!
Ogromnie dziękujemy wam za obecność, za czytanie, komentowanie, wszystko!
Jesteście skarbami, najukochańszymi. Przede wszystkim chcemy życzyć wam

 -WESOŁYCH, CIEPŁYCH, RODZINNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA! 
-BOGATEGO GWIAZDORA(PREZENTÓW, HAJSU, haha)
-TRZEŹWEGO, SZALONEGO, BEZPIECZNEGO SYLWESTRA!
Tego co tylko pragniecie, aby wasze najskrytsze marzenia po spełniały się, jeśli leży wam coś na sumieniu, aby się wyjaśniło <3
KOCHAMY WAS ogromnie, może pojawi się nas tu więcej..
20kom=next

14 komentarzy:

  1. Jeju!! Myślałam, że już na dobre zostawiłyście to ff! Bez większych nadzieji zerknęłam na stronkę, patrze i jest rozdział i to oczywiście jak zawsze zajebisty!! No to czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe kiedy sie doczekam następnego rozdziału :(
    Jest cudowny, jak każdy, a co do info to z wami trzeźwy sylwek? To nie sylwek! ^^
    No i doczekalam sie tej śmierci :| :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu jakie to jest zajebiste woooow

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam od niedawna i chce więcej YOLO

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie to realistyczne *.* Kocham

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama to piszesz?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne opowiadanie ;3 przeczytałam w dwa dni xD także pozytywnie jednak smuci mnie fakt że rozdziały są tak rzadko dodawane ;c ale nie ma co trochę częściej i będzie git !
    życzę weny bardzoooo duzo ! ;* /Kasia;v

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny! :* Życzę jak najwięcej weny <3

    OdpowiedzUsuń