poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 8

                            *  8. Naznaczeni
HARRY:
  Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Lucky z… moją siostra !?!  To niemożliwe. Szybkim krokiem ruszyłem  do nich i uderzyłem zaciśniętymi dłońmi o stół. Zacząłem na nie krzyczeć. Jak mogła mi nie powiedzieć, że Gemma jest w Londynie. Myślałem, że się przyjaźnimy, a tu ona robi coś takiego. Musiałem jakoś zareagować.
-Co to kurwa ma znaczyć ja się pytam?!- wykrzyczałem prosto w stronę dziewczyn.- Niby jesteś moją przyjaciółką, a nie powiedziałaś, że ona tu jest. Jakby nigdy nic siedzicie tu sobie i gadacie…- podniesionym głosem powiedziałem Lucky prawie wszystko co miałem jej do powiedzenia.
- Po pierwsze nie krzycz na mnie! A po drugie sądzę, iż ty tez masz mi coś do wyjaśnienia- odkrzyknęła równocześnie  wskazując głowa w stronę miejsca, w którym zostawiłem Cheryl. Odwróciłem się po czym ujrzałem, że dziewczyna oddala się w głąb tłumu kierując do wyjścia. Co ja mam teraz zrobić? Biec czy zostać… ponownie spojrzałem na przyjaciółkę i siostrę.
-Miałaś nigdy tu nie wracać chyba jasno się wyraziłem .- warknąłem w stronę Gemmy
-Tak samo mówiłeś, że mnie nigdy nie zostawisz, a zrobiłeś to. W ogóle się ze mną nie kontaktujesz, nie pomyślałeś, że mogę się martwić lub po prostu tęsknić!- widziałem jak w jej oczach kumulują się łzy jednak jej gniew brał górę nad smutkiem.  Byłem zdziwiony reakcją siostry, ponieważ nigdy nie sądziłem, że podniesie na mnie głos.
-Ty chyba też masz mi coś do wyjaśnienia.- Lucky zwróciła się w moją stronę. Nie wiedziałem o co jej chodziło, ani co jej wyjaśniać. Spojrzałem zadziwiony na przyjaciółkę.
- Cheryl, kolejna?! Nigdy na to nie pozwolę. Nie masz pojęcia co ona przeszła a już robisz jakieś głupawe podchody?! Harry spójrz na siebie!- nawrzeszczała na mnie, wywlekając błędy z przeszłości. Zamurowało mnie. Nie wiedziałem jak mam zareagować na jej słowa. Co ja teraz do cholery wyrabiam, zawsze jak chce dobrze wychodzi na odwrót. Usiadłem zrezygnowany na siedzeniu.
-Gemma, za chwilę pojedziemy do mnie i nawet nie ma mowy, że nie- uświadomiłem ją od razu, wiedząc jak zareaguje. Już chciała zaprotestować, ale tylko kiwnęła głową po czym spuściła ją na dół. Podniosłem się z miejsca, chwyciłem rękę siostry i poprowadziłem do wyjścia, znacząco spoglądając na Lucky, gdy wspólnie opuszczaliśmy dyskotekę. Weszliśmy do auta. Podróż mijała w niezręcznej ciszy, no ale o czym mieliśmy rozmawiać.
-Gem, co ty tutaj robisz? Mówiłem ci, że nie masz wyjeżdżać z Nowego Jorku, bunia miała się tobą  zająć…odpowiedz - chciałem nawiązać konwersację, ale ona tylko patrzała przez szybę i nawet się  nie wzdrygnęła. Nie miałem już jakiej kolwiek nadziei na to, że wszystko się kiedyś ułoży. Ja się nie zmienię, a ona jest zbyt uparta. Teraz dopiero dotarło do mnie, że zostawiłem Cher. Nagła wiadomość uderzyła w mój czuły punkt. Dzisiaj jest chyba pechowy dzień, na dodatek trzy dziewczyny są na mnie złe, a wręcz wkurwione. No Styles, popisałeś się tym razem. U Liama, to ja mam po prostu przesrane.
-Hana nie żyje- rzekła cicho Gemma, uraniając łzę.
-Jak to? Ale przecież… -nie wiedziałem co mam dalej powiedzieć. Nasza babcia, kochana bunia… to nie możliwe, jeszcze kilka dni temu rozmawiałem z nią. Położyłem dłoń na ramieniu siostry, a ona złapała ją zaciskając i przenosząc jednocześnie na kolana.
- Kto to… czy to nie ta sama dziewczyna co była z tobą w klubie?- Gemma zmieniła neutralnie temat, wskazując palcem zgromadzoną grupkę chłopaków przy… Tak to Cher… o nieeeee! Pewnie o to chodziło Lucky, że modelce mogło coś się stać. Nie wiedziałem co zrobić. Powoli zacząłem hamować i zrozumiałem, że muszę wziąć się w garść. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i pobiegłem, aby pomóc dziewczynie. Wpadłem między nich i odepchnąłem Cheryl, która upadając uderzyła głową w hydrant. Nie interesowało mnie nic innego. W tej chwili przejmowałem się tylko tym co mogło by się stać, gdyby Gemma nie zauważyła jej. Zaatakowałem ich mimo, że mieli znaczną  przewagę liczebną…ale w końcu kto tu trenuje boks. Po krótkiej chwili zauważyłem na ich szyi charakterystyczne tatuaże  z wężem pełzającym po krzyżu. Wydawało mi się, że już go skądś kojarzę, ale nie wiem skąd. Pierwszy napastnik zamachnął się pięścią, lecz ja zatrzymałem cios. Po czułem nagle uderzenie w plecy. Upadłem na kolana próbując się podnieść, ale następny uderzył mnie prosto w twarz. Pociągnąłem za nogę, któregoś z gangsterów, a  ten upadł  uderzając nosem o krawężnik. Czułem posmak krwi w ustach, po czym podniosłem dłoń i otarłem je. Nie mogłem dobrze ustabilizować oddechu, gdy kolejny chłopak kopnął mnie w brzuch. Myślałem, że dam sobie radę, uratuję Cher, a teraz leże i nie wiadomo jak to się skończy. Wzrokiem zacząłem szukać Cheryl i ujrzałem ją nie przytomną przy hydrancie. No cholera, powaliłem dziewczynę, która mi się podoba. Nie dziwie się, że Luck chciała ją przede mną chronić. Usłyszałem jęki i krzyki gangsterów, kiedy odwróciłem obolałą głowę zobaczyłem Liama podchodzącego do mnie i pomagającego mi wstać. Skąd on się tu wziął? Nie ważne, w tym momencie interesowałem się tylko i wyłącznie Cher. Zerknąłem na nią chcąc jej pomóc, ale przy niej była już Lucky. Nie no świetnie, już  wszyscy widzieli moją porażkę? Chciałem dowiedzieć się czy nic jej nie jest, ale przyjaciel mnie zatrzymał. Kazał mi usiąść i się nie podnosić. Byłem ciekawy jak mu się udało ich wszystkich powalić. Trenował kiedyś ze mną, nie przypuszczałem, że coś pamięta. Najwidoczniej się myliłem. Odwróciłem wzrok i ujrzałem jak Malik cuci przyjaciółkę. Odzyskała przytomność, ale Liam i tak dzwonił na pogotowie. Gemma! Zapomniałem o własnej siostrze. Nie mogłem dobrze zastanowić się, bo napadła na mnie Lucky, jednocześnie sprawdzając czy nic mi nie jest. Czasami warto mieć  pod ręką osobę, która wie jak zachować się w takiej sytuacji. Zapytała mnie o moje imię, a gdy udzieliłem jej odpowiedzi. Zapytała także, gdzie Gem. Zostawiłem ją w samochodzie, wiedziałem tylko to. Odeszła ode mnie kierując się w stronę pojazdu. Usłyszałem sygnał nadjeżdżającej  karetki. Ratownicy wyszli z auta i od razu ruszyli z noszami do Cher. Za nimi poszła Luck trzymając za rękę Gemmę. Jeden z ratowników ruszył w moją stronę i zaczął opatrywać rany. Zapytał się mnie czy mogę wstać, odpowiedziałem, że jasne i udałem się do karetki. Kiedy do niej wsiadłem zaraz przede mną leżała Cher. Złapałem ją za rękę, ale nic nie powiedziałem . Ona wydusiła z siebie ciche ”Dziękuję ” i oddała się w krainę snów. Przez okna w drzwiach ujrzałem płaczącą Luck i Gemme, które obejmował Liam. Ogólnie to nie wiem co się działo, ale wiedziałem, że wszyscy są bezpieczni, a gangsterzy siedzą na tylnych siedzeniach wozów policyjnych. Dla mnie najważniejsze było to, że dziewczyna, na której w dziwny sposób mi zależy jest tutaj. Dojechaliśmy na miejsce. Ratownicy, otworzyli tyle drzwi, za którymi się znajdowaliśmy. Wyszedłem pierwszy, patrząc jak przenoszą dziewczynę z karetki do szpitala. Podążyłem obowiązkowo za nimi. Dotarliśmy do sali.
- Przepraszam, ale pan nie może tu wejść. Lekarze się nią zajmą. Pana prosimy do zabiegowego na opatrzenie ran i przebadanie, tak dla pewności- uświadomił mnie pracownik służby zdrowia. Nie chętnie podążyłem za nim. W środku zajęli się moimi obrażeniami, po czym  skierowali na prześwietlenie. Po skończeniu zawieźli mnie na salę. Bardzo martwiłem się tym, czy nic nie zrobiłem Cher. Najgorszą wiadomością okazało się, że muszę zostać na kilka dni obserwacji. Zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego przyjaciela.
-Tak?
- Harry, co jest? Jak się czujesz…co z Cher?- chłopak zadawał mnóstwo pytań. Nie dziwiłem mu się.
- Wszystko dobrze ze mną, ale lekarze nie dali mi jeszcze znać co z nią- nie wiedziałem o czym jeszcze poinformować  go, byłem dość załamany jak na jeden raz.
- Lucky i Gemma już jadą do szpitala, ja zostałem w domu, żeby przygotować coś. A i Gem zostaje u nas tak?- ciągnął…
- Gdybyście się nią zajęli byłoby super, a i dzięki za pomoc- gadałem o niczym. Nie potrafiłem złożyć sensownie zdania. Nie miałem pojęcia jak on to zrobił, ale pomógł mi już kolejny raz.
- Jasne, nawet nie ma o czym mówić. Do jutra- pożegnał się ze mną. Rozłączyłem połączenie. Siedziałem w poczekalni  tuż obok drzwi, za którymi znajdowała się Cher.  Miliony różnych myśli przebiegały po mojej głowie. Po chwili poczułem uścisk na szyi. To Gemma, która objęła mnie mocno, ciągnęła w swoją stronę. Przytuliłem się do niej, równocześnie ocierając łzy spływające po jej policzkach, dołączyła do nas też Lucky. Rzuciłem ledwie słyszalne ”przepraszam”, na które tylko skinęła głową. Lekarz…jak zbawiciel wyszedł z pomieszczenia kierując się do innego. Chciałem podążyć za nim lecz on wyprzedził mnie. Niósł kilka kart pacjentów, jedna z nich należała do Cheryl.
-Panie doktorze, co nią?- palnąłem wprost, czekając na odpowiedź.
- Bardzo mi przykro… ale ona nie żyje…- poczułem jakby coś ostrego rozerwało moje serce. Skumulowane wcześniej łzy w kącikach moich oczu spływały bezwiednie po policzkach. Lucky przyłożyła dłoń do twarzy, a Gem zaraz ją przytuliła.
- Aa a ale jak to… - wszystko się pokręciło. Zabiłem dziewczynę… bezbronną, taką kruchą…
- Cheryl Black… bardzo mi przykro- usłyszałem…
- Co?! Coo… nie, Cheryl Edwards, nie Black- gdy tylko usłyszałem inne nazwisko od razu coś we mnie wybuchło. Czy to pomyłka?!
- O matko, bardzo państwa przepraszam. Nie, to jest pomyłka. Cheryl Edwards myślę, że ma się lepiej, ale nie jest jeszcze w stanie wrócić do domu, jest na sali numer 46 na pierwszym piętrze. Jeszcze raz przepraszam za mój błąd- zwrócił się do nas jakby nigdy nic. W tym momencie myślałem, że  rozwalę mu głowę. Dziewczyny szybko pobiegły do góry. Nie chciałem im przeszkadzać, więc udałem się do własnego pokoju, który również znajdował się na piętrze. 37…38…39! Odliczałem w myślach po czym wszedłem do środka. Wpatrywałem się w rozjaśnione lampami, ciemne uliczki. Usiadłem na łóżko. Minęły dwie godziny, które spędziłem na wyobrażaniu i wymyślaniu pozytywnego zakończenia całej sytuacji. Dźwięk sms wybudził mnie z rozmyślania ”Ja i Gem już idziemy do domu. Przyjdziemy jutro. Z nią wszystko dobrze, powiadomię jej brata i siostrę. Lucky x” . Jak od strzału uniosłem się i ruszyłem ku sali 46, w której się znajdowała. Wszedłem do środka. Leżała na łóżku z mnóstwem płynów i innych kabelków przyłączanych do jej drobnego ciała. Usiadłem na krzesełko stojące przy niej. Złapałem jej nie wielką dłoń. Spała, wyglądał tak uroczo mimo drobnych ran na twarzy i bandażu przewiązanym wokół głowy. Czułem się winny całej tej sytuacji, bo poniekąd byłem. Ucałowałem  dłoń dziewczyny, w środku modląc się, aby wszystko wróciło do normy. Oczy modelki zaczęły się powoli otwierać, a z ust wylatywały cichutkie nie dokończone słowa. Szerzej uniosła powieki. Jej ręka powędrowała do mojej twarzy, gładząc napuchnięte miejsca.
- Harry…dziękuję ci- uśmiechając się delikatnie wypowiedziała słowa, w które nie mogłem uwierzyć. Jak mogła to powiedzieć, przecież to przeze mnie jest tu teraz.
- Nie, nic nie mów. Jak dojdziesz do siebie to porozmawiamy. Wpatrywałem się w przepiękne oczy dziewczyny. Uśmiechała się promiennie. Minęło już z trzydzieści minut. Nie wiedziałem co mam jej jeszcze powiedzieć.
- Nie wiem co powiedzieć- cicho powiedziałem, spuszczając głowę w dół.

- Czasami milczenie jest lepsze niż mowa…- gładko wypowiedziała, po jej policzkach spłynęła pojedyncza łza, którą otarła drugą ręką. Chciałem wstać i przytulić ją, gdy nagle…

~ Bardzo dziękujemy wam za komentarze i liczymy na jeszcze więcej:) Jesteście super<3 
komentarze = nowy rozdział

5 komentarzy:

  1. Kiedy następny ? ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nagle?
    I co dalej?
    Jest świetny.. Chce nastepny .
    Kocham Was <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest piekne az sie poplakalam, pragne nastepnego rozdzialu juz teraz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny zwrot akcji aż się nie można doczekać kolejnego super ;)

    OdpowiedzUsuń