HARRY:
Nie mogłem uwierzyć
w to co zobaczyłem. Lucky z… moją siostra !?!
To niemożliwe. Szybkim krokiem ruszyłem do nich i uderzyłem zaciśniętymi dłońmi o
stół. Zacząłem na nie krzyczeć. Jak mogła mi nie powiedzieć, że Gemma jest w
Londynie. Myślałem, że się przyjaźnimy, a tu ona robi coś takiego. Musiałem
jakoś zareagować.
-Co to kurwa ma znaczyć ja się pytam?!- wykrzyczałem prosto
w stronę dziewczyn.- Niby jesteś moją przyjaciółką, a nie powiedziałaś, że ona
tu jest. Jakby nigdy nic siedzicie tu sobie i gadacie…- podniesionym głosem
powiedziałem Lucky prawie wszystko co miałem jej do powiedzenia.
- Po pierwsze nie krzycz na mnie! A po drugie sądzę, iż ty
tez masz mi coś do wyjaśnienia- odkrzyknęła równocześnie wskazując głowa w stronę miejsca, w którym
zostawiłem Cheryl. Odwróciłem się po czym ujrzałem, że dziewczyna oddala się w
głąb tłumu kierując do wyjścia. Co ja mam teraz zrobić? Biec czy zostać…
ponownie spojrzałem na przyjaciółkę i siostrę.
-Miałaś nigdy tu nie wracać chyba jasno się wyraziłem .-
warknąłem w stronę Gemmy
-Tak samo mówiłeś, że mnie nigdy nie zostawisz, a zrobiłeś
to. W ogóle się ze mną nie kontaktujesz, nie pomyślałeś, że mogę się martwić
lub po prostu tęsknić!- widziałem jak w jej oczach kumulują się łzy jednak jej
gniew brał górę nad smutkiem. Byłem
zdziwiony reakcją siostry, ponieważ nigdy nie sądziłem, że podniesie na mnie
głos.
-Ty chyba też masz mi coś do wyjaśnienia.- Lucky zwróciła
się w moją stronę. Nie wiedziałem o co jej chodziło, ani co jej wyjaśniać.
Spojrzałem zadziwiony na przyjaciółkę.
- Cheryl, kolejna?! Nigdy na to nie pozwolę. Nie masz
pojęcia co ona przeszła a już robisz jakieś głupawe podchody?! Harry spójrz na
siebie!- nawrzeszczała na mnie, wywlekając błędy z przeszłości. Zamurowało
mnie. Nie wiedziałem jak mam zareagować na jej słowa. Co ja teraz do cholery
wyrabiam, zawsze jak chce dobrze wychodzi na odwrót. Usiadłem zrezygnowany na
siedzeniu.
-Gemma, za chwilę pojedziemy do mnie i nawet nie ma mowy, że
nie- uświadomiłem ją od razu, wiedząc jak zareaguje. Już chciała zaprotestować,
ale tylko kiwnęła głową po czym spuściła ją na dół. Podniosłem się z miejsca,
chwyciłem rękę siostry i poprowadziłem do wyjścia, znacząco spoglądając na
Lucky, gdy wspólnie opuszczaliśmy dyskotekę. Weszliśmy do auta. Podróż mijała w
niezręcznej ciszy, no ale o czym mieliśmy rozmawiać.
-Gem, co ty tutaj robisz? Mówiłem ci, że nie masz wyjeżdżać
z Nowego Jorku, bunia miała się tobą zająć…odpowiedz
- chciałem nawiązać konwersację, ale ona tylko patrzała przez szybę i nawet się
nie wzdrygnęła. Nie miałem już jakiej kolwiek
nadziei na to, że wszystko się kiedyś ułoży. Ja się nie zmienię, a ona jest
zbyt uparta. Teraz dopiero dotarło do mnie, że zostawiłem Cher. Nagła wiadomość
uderzyła w mój czuły punkt. Dzisiaj jest chyba pechowy dzień, na dodatek trzy
dziewczyny są na mnie złe, a wręcz wkurwione. No Styles, popisałeś się tym
razem. U Liama, to ja mam po prostu przesrane.
-Hana nie żyje- rzekła cicho Gemma, uraniając łzę.
-Jak to? Ale przecież… -nie wiedziałem co mam dalej
powiedzieć. Nasza babcia, kochana bunia… to nie możliwe, jeszcze kilka dni temu
rozmawiałem z nią. Położyłem dłoń na ramieniu siostry, a ona złapała ją
zaciskając i przenosząc jednocześnie na kolana.
- Kto to… czy to nie ta sama dziewczyna co była z tobą w
klubie?- Gemma zmieniła neutralnie temat, wskazując palcem zgromadzoną grupkę chłopaków
przy… Tak to Cher… o nieeeee! Pewnie o to chodziło Lucky, że modelce mogło coś
się stać. Nie wiedziałem co zrobić. Powoli zacząłem hamować i zrozumiałem, że muszę
wziąć się w garść. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i pobiegłem, aby pomóc
dziewczynie. Wpadłem między nich i odepchnąłem Cheryl, która upadając uderzyła
głową w hydrant. Nie interesowało mnie nic innego. W tej chwili przejmowałem
się tylko tym co mogło by się stać, gdyby Gemma nie zauważyła jej. Zaatakowałem
ich mimo, że mieli znaczną przewagę liczebną…ale
w końcu kto tu trenuje boks. Po krótkiej chwili zauważyłem na ich szyi charakterystyczne
tatuaże z wężem pełzającym po krzyżu.
Wydawało mi się, że już go skądś kojarzę, ale nie wiem skąd. Pierwszy napastnik
zamachnął się pięścią, lecz ja zatrzymałem cios. Po czułem nagle uderzenie w
plecy. Upadłem na kolana próbując się podnieść, ale następny uderzył mnie
prosto w twarz. Pociągnąłem za nogę, któregoś z gangsterów, a ten upadł uderzając nosem o krawężnik. Czułem posmak
krwi w ustach, po czym podniosłem dłoń i otarłem je. Nie mogłem dobrze
ustabilizować oddechu, gdy kolejny chłopak kopnął mnie w brzuch. Myślałem, że
dam sobie radę, uratuję Cher, a teraz leże i nie wiadomo jak to się skończy.
Wzrokiem zacząłem szukać Cheryl i ujrzałem ją nie przytomną przy hydrancie. No
cholera, powaliłem dziewczynę, która mi się podoba. Nie dziwie się, że Luck
chciała ją przede mną chronić. Usłyszałem jęki i krzyki gangsterów, kiedy
odwróciłem obolałą głowę zobaczyłem Liama podchodzącego do mnie i pomagającego
mi wstać. Skąd on się tu wziął? Nie ważne, w tym momencie interesowałem się
tylko i wyłącznie Cher. Zerknąłem na nią chcąc jej pomóc, ale przy niej była
już Lucky. Nie no świetnie, już wszyscy
widzieli moją porażkę? Chciałem dowiedzieć się czy nic jej nie jest, ale
przyjaciel mnie zatrzymał. Kazał mi usiąść i się nie podnosić. Byłem ciekawy
jak mu się udało ich wszystkich powalić. Trenował kiedyś ze mną, nie
przypuszczałem, że coś pamięta. Najwidoczniej się myliłem. Odwróciłem wzrok i
ujrzałem jak Malik cuci przyjaciółkę. Odzyskała przytomność, ale Liam i tak
dzwonił na pogotowie. Gemma! Zapomniałem o własnej siostrze. Nie mogłem dobrze
zastanowić się, bo napadła na mnie Lucky, jednocześnie sprawdzając czy nic mi
nie jest. Czasami warto mieć pod ręką
osobę, która wie jak zachować się w takiej sytuacji. Zapytała mnie o moje imię,
a gdy udzieliłem jej odpowiedzi. Zapytała także, gdzie Gem. Zostawiłem ją w
samochodzie, wiedziałem tylko to. Odeszła ode mnie kierując się w stronę
pojazdu. Usłyszałem sygnał nadjeżdżającej
karetki. Ratownicy wyszli z auta i od razu ruszyli z noszami do Cher. Za
nimi poszła Luck trzymając za rękę Gemmę. Jeden z ratowników ruszył w moją
stronę i zaczął opatrywać rany. Zapytał się mnie czy mogę wstać,
odpowiedziałem, że jasne i udałem się do karetki. Kiedy do niej wsiadłem zaraz
przede mną leżała Cher. Złapałem ją za rękę, ale nic nie powiedziałem . Ona
wydusiła z siebie ciche ”Dziękuję ” i
oddała się w krainę snów. Przez okna w drzwiach ujrzałem płaczącą Luck i Gemme,
które obejmował Liam. Ogólnie to nie wiem co się działo, ale wiedziałem, że
wszyscy są bezpieczni, a gangsterzy siedzą na tylnych siedzeniach wozów
policyjnych. Dla mnie najważniejsze było to, że dziewczyna, na której w dziwny
sposób mi zależy jest tutaj. Dojechaliśmy na miejsce. Ratownicy, otworzyli tyle
drzwi, za którymi się znajdowaliśmy. Wyszedłem pierwszy, patrząc jak przenoszą
dziewczynę z karetki do szpitala. Podążyłem obowiązkowo za nimi. Dotarliśmy do sali.
- Przepraszam, ale pan nie może tu wejść. Lekarze się nią
zajmą. Pana prosimy do zabiegowego na opatrzenie ran i przebadanie, tak dla
pewności- uświadomił mnie pracownik służby zdrowia. Nie chętnie podążyłem za
nim. W środku zajęli się moimi obrażeniami, po czym skierowali na prześwietlenie. Po skończeniu
zawieźli mnie na salę. Bardzo martwiłem się tym, czy nic nie zrobiłem Cher.
Najgorszą wiadomością okazało się, że muszę zostać na kilka dni obserwacji.
Zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego przyjaciela.
-Tak?
- Harry, co jest? Jak się czujesz…co z Cher?- chłopak
zadawał mnóstwo pytań. Nie dziwiłem mu się.
- Wszystko dobrze ze mną, ale lekarze nie dali mi jeszcze
znać co z nią- nie wiedziałem o czym jeszcze poinformować go, byłem dość załamany jak na jeden raz.
- Lucky i Gemma już jadą do szpitala, ja zostałem w domu,
żeby przygotować coś. A i Gem zostaje u nas tak?- ciągnął…
- Gdybyście się nią zajęli byłoby super, a i dzięki za
pomoc- gadałem o niczym. Nie potrafiłem złożyć sensownie zdania. Nie miałem
pojęcia jak on to zrobił, ale pomógł mi już kolejny raz.
- Jasne, nawet nie ma o czym mówić. Do jutra- pożegnał się
ze mną. Rozłączyłem połączenie. Siedziałem w poczekalni tuż obok drzwi, za którymi znajdowała się
Cher. Miliony różnych myśli przebiegały
po mojej głowie. Po chwili poczułem uścisk na szyi. To Gemma, która objęła mnie
mocno, ciągnęła w swoją stronę. Przytuliłem się do niej, równocześnie ocierając
łzy spływające po jej policzkach, dołączyła do nas też Lucky. Rzuciłem ledwie
słyszalne ”przepraszam”, na które tylko skinęła głową. Lekarz…jak zbawiciel
wyszedł z pomieszczenia kierując się do innego. Chciałem podążyć za nim lecz on
wyprzedził mnie. Niósł kilka kart pacjentów, jedna z nich należała do Cheryl.
-Panie doktorze, co nią?- palnąłem wprost, czekając na
odpowiedź.
- Bardzo mi przykro… ale ona nie żyje…- poczułem jakby coś
ostrego rozerwało moje serce. Skumulowane wcześniej łzy w kącikach moich oczu spływały
bezwiednie po policzkach. Lucky przyłożyła dłoń do twarzy, a Gem zaraz ją
przytuliła.
- Aa a ale jak to… - wszystko się pokręciło. Zabiłem
dziewczynę… bezbronną, taką kruchą…
- Cheryl Black… bardzo mi przykro- usłyszałem…
- Co?! Coo… nie, Cheryl Edwards, nie Black- gdy tylko
usłyszałem inne nazwisko od razu coś we mnie wybuchło. Czy to pomyłka?!
- O matko, bardzo państwa przepraszam. Nie, to jest pomyłka.
Cheryl Edwards myślę, że ma się lepiej, ale nie jest jeszcze w stanie wrócić do
domu, jest na sali numer 46 na pierwszym piętrze. Jeszcze raz przepraszam za
mój błąd- zwrócił się do nas jakby nigdy nic. W tym momencie myślałem, że rozwalę mu głowę. Dziewczyny szybko pobiegły
do góry. Nie chciałem im przeszkadzać, więc udałem się do własnego pokoju,
który również znajdował się na piętrze. 37…38…39! Odliczałem w myślach po czym
wszedłem do środka. Wpatrywałem się w rozjaśnione lampami, ciemne uliczki.
Usiadłem na łóżko. Minęły dwie godziny, które spędziłem na wyobrażaniu i
wymyślaniu pozytywnego zakończenia całej sytuacji. Dźwięk sms wybudził mnie z
rozmyślania ”Ja i Gem już idziemy do domu. Przyjdziemy jutro. Z nią wszystko
dobrze, powiadomię jej brata i siostrę. Lucky x” . Jak od strzału uniosłem się
i ruszyłem ku sali 46, w której się znajdowała. Wszedłem do środka. Leżała na łóżku
z mnóstwem płynów i innych kabelków przyłączanych do jej drobnego ciała.
Usiadłem na krzesełko stojące przy niej. Złapałem jej nie wielką dłoń. Spała,
wyglądał tak uroczo mimo drobnych ran na twarzy i bandażu przewiązanym wokół
głowy. Czułem się winny całej tej sytuacji, bo poniekąd byłem. Ucałowałem dłoń dziewczyny, w środku modląc się, aby
wszystko wróciło do normy. Oczy modelki zaczęły się powoli otwierać, a z ust
wylatywały cichutkie nie dokończone słowa. Szerzej uniosła powieki. Jej ręka
powędrowała do mojej twarzy, gładząc napuchnięte miejsca.
- Harry…dziękuję ci- uśmiechając się delikatnie
wypowiedziała słowa, w które nie mogłem uwierzyć. Jak mogła to powiedzieć,
przecież to przeze mnie jest tu teraz.
- Nie, nic nie mów. Jak dojdziesz do siebie to porozmawiamy.
Wpatrywałem się w przepiękne oczy dziewczyny. Uśmiechała się promiennie. Minęło
już z trzydzieści minut. Nie wiedziałem co mam jej jeszcze powiedzieć.
- Nie wiem co powiedzieć- cicho powiedziałem, spuszczając
głowę w dół.
- Czasami milczenie jest lepsze niż mowa…- gładko wypowiedziała,
po jej policzkach spłynęła pojedyncza łza, którą otarła drugą ręką. Chciałem wstać
i przytulić ją, gdy nagle…
~ Bardzo dziękujemy wam za komentarze i liczymy na jeszcze więcej:) Jesteście super<3
komentarze = nowy rozdział
~ Bardzo dziękujemy wam za komentarze i liczymy na jeszcze więcej:) Jesteście super<3
komentarze = nowy rozdział
Kiedy następny ? ^^
OdpowiedzUsuńNagle?
OdpowiedzUsuńI co dalej?
Jest świetny.. Chce nastepny .
Kocham Was <3
:*Super :*
OdpowiedzUsuńTo jest piekne az sie poplakalam, pragne nastepnego rozdzialu juz teraz :*
OdpowiedzUsuńFajny zwrot akcji aż się nie można doczekać kolejnego super ;)
OdpowiedzUsuń